wtorek, 16 marca 2010

"stukam, telewizor, sygnał nie dociera"

żeby obejrzeć telewizor w szpitalu, trzeba użyć takiego czegoś.

i ja tego trochę nie rozumiem. no ale właściwie czemu się dziwić, skoro tam lekarz może dokonać kasacji. czy w sumie można dokonać kasacji lekarza, też nie rozumiem do końca.


siedząc na sraczkowatej skórzanej sofie i czekając na powrót mamy z tomografii, przeczytałam za to o misji i wizji oddziału wewnętrznego. (i jeszcze o polityce jakości i innych podobnych). hasło owej misji brzmi tak:

Twoje zdrowie - nasze zadanie
Twoja wola - nasze działanie

no i proszę ocenić samemu.

i proszę jeszcze o doktora house'a, bardzo jest nam potrzebny.

w gdyńskich autobusach za to można sobie do woli oglądać telewizor zawieszony przy suficie, tylko dosyć dziwne rzeczy tam pokazują. ale za to w drodze do szpitala dowiedziałam się z takiego telewizora, jak otwierać wino bez pomocy korkociągu. normalnie, trzeba zawinąć butelkę w szmatę, uprzednio zdjąwszy oczywiście folię z szyjki, i dnem butelki uderzać o drzewo. i widziałam, wyszedł ten korek. co za ulga, nie trzeba będzie już robić tulipanów o murek...

***

dopada mnie chyba jakaś całkiem szczególna bezsenność. czasem myślę sobie, że nadawała bym się na główną bohaterkę jakiegoś filmu. jak jadę tą eskaemką o 23 ze stacji gdańsk przymorze-uniwersytet do stacji gdynia główna i palą się te wszystkie światła za szybą a w tle lecą piosenki. wczoraj nawet śniło mi się, kiedy w końcu zasnęłam, że byłam holly golightly, ale poranne przejrzenie się w lustrze nie pozostawiło żadnych złudzeń. swoją drogą, nie pamiętam, kiedy ostatnio śniło mi się, że jestem kimś innym. chyba za dużo tej audrey...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz