czwartek, 9 stycznia 2014

rollercoasterem w dół

nadszedł czas na kolejką górską zjazd.

na łeb, na szyję, z impetem prosto w dół.

zaciskam oczy, żeby nie patrzeć na świeżo rozstawione przy łóżku łóżeczko.
i żeby nie wypuszczać już łez, które nieprzerwanie drugi dzień z oczu lecą.
żeby w końcu przestać, na szczęście. na razie.

***


przy pierwszym, najbardziej stromym zjeździe na rozklekotanym cyklonie na coney island, w panice wyciągnęłam w bok rękę z wagonika, chcąc odruchowo za coś złapać, za to drewniane rusztowanie czy co. żeby nie zlecieć w dół, bezwładnie, na łeb, na szyję. za każdym razem, kiedy o tym pomyślę, jestem wdzięczna losowi, że nic mi wtedy tej ręki nie urwało ani nie pogruchotało po drodze.

nie urwało. na szczęście.