czwartek, 31 grudnia 2009

swój do siego

ponieważ zdaje się, że nie będzie czasu na pokaz w pełnym rynsztunku jeszcze dzisiaj, dupa pozdrawia was póki co z lumpeksowej przebieralni (do której to weszła po panu, który raczej nie używał nigdy dezodorantu), w którym to lumpeksie znalazła najlepszy na świecie strój sylwestrowy z historią za 9,75, w którym najwyraźniej jakaś pani kiedyś próbowała zdobyć zapewne jakieś mistrzostwo w jeździe figurowej na lodzie.

macha do was więc dupa w tym stroju życząc miłych sylwestrowych zabaw.

środa, 30 grudnia 2009

o samodyscyplinie

kiedy myślałam o tym, jak nie robię absolutnie nic w kwestii samodyscypliny, z posłania podniosło się 35 kilo mojej czarnej włochatej samodyscypliny, i przeciągnęło znacząco z głębokim ziewnięciem.

to co, idziemy na spacerek?

wtorek, 29 grudnia 2009

syndrom bookarni

jedna ręka, będąca w posiadaniu długiej łyżeczki, na której spoczywają, wyjęte uprzednio z dna kieliszka z grzanym winem, migdały i rodzynki, zamiera w połowie drogi ust, kiedy druga ręka już sięga w stronę kolejnej książki, na której grzbiecie tym razem zatrzymał się wytężony wzrok, co rusz błądzący po półkach za sprawą pary rozbieganych we wszystkich kierunkach, błyszczących niczym w gorączce, ni to zielonych, ni to szarych, ni to niebieskich oczu.

ot, odwieczny problem z koordynacją lewej i prawej. :)

poniedziałek, 28 grudnia 2009

w pogoni za normalnością

w genie czynnika V nie wykryto mutacji Leiden.
w genie protrombiny nie wykryto mutacji G20210A.

no dobrze, czyli wszystko w normie, kolejny dowód na to, że jednak jestem po prostu normalna, o, nawet moja protrombina jest taka zwyczajna, niezmutowana, przeciętna, ZWYKŁA, podobnie jak wszystkie inne normalne, zwyczajne, przeciętne protrombiny.
ufffffff.

nie wiem tylko jak interpretuje się to: genotyp: homozygota typu dzikiego...

***
menel z reklamówką croppa (jak wiadomo, najczęściej spotykaną siatką wśród meneli jest reklamówka croppa, chociaż ten miał dosyć niezły okaz, bo była to reklamówka z jednej ze starych kampanii, musiał ją dobrze zamelinować), zapytał mnie w bramie, czy nie chcę sprzedać psa.
no więc wiadomo, że odpowiedziałam, że nie. ale teraz, kiedy nam jeszcze spacerniak rozkopali, se myślę, panie, czekaj pan, a ile pan dajesz???

niedziela, 27 grudnia 2009

no to szybciutko

sprawa wygląda następująco:
musiało się to kiedyś zdarzyć, wiem, ale właśnie akurat w święta postanowiłam zrzucić laptopa z kanapy. no i tak niefortunnie, lub fortunnie wręcz, spadł, że zepsuła się ta taka wtyczunia od zasilania.
no więc co, czytam książki. będę najmądrzejsza po tych świętach.
ament.

piątek, 25 grudnia 2009

puste miasto

w świąteczny dzień w mieście pusto.
puste szare miasto, spowite mgłą, wygląda jak ze snu.
hala targowa udekorowana girlandami kolorowych lampek i wężem świetlnym, ułożonym w napis "wesołych świąt", przypomina opustoszały plan jakiegoś surrealistycznego filmu. a może bardziej horroru, tak, w tej szarości i mgle, zaraz zza którejś lady wyłoni się zombie.
i ta niezwykła cisza - w powietrzu rezonuje tylko śpiew mew, któremu akompaniuje dźwięk wiecznie płynącego potoku brudnej wody, która jeszcze przed chwilą była brudnym śniegiem, wpadającej do wszystkich otworów pustego miasta.

czwartek, 24 grudnia 2009

g jak gwiazdka

w przedświąteczny dzień prawie każdy przechodzień na ulicy i pasażer komunikacji miejskiej, dzielnie dzierży w dłoni co najmniej jedną rolkę papieru do pakowania prezentów.
jakby się przyjrzeć tym papierom, można by się pokusić o wyobrażenie sobie, jacy są ich właściciele. czasem papier zwykły, nieświąteczny, gładki, albo w groszki, paski, mazy. stonowany, albo w mocnym kolorze. alternatywnie w wersji eko. nowoczesny, niezobowiązujący, ładny. dobrze komponujący się ze świątecznym wystrojem.
są papiery w tonacji brązowo, beżowo złotej, z reniferami i saniami, wysmakowane i w dobrym stylu. są tradycyjne, zielone lub granatowe z mikołajami, choinkami, bombkami. są zabawne, z kreskówkowymi obrazkami i tęczowymi kolorami. są wreszcie kiczowate, obsypane brokatem i delikatną kreską rysowanymi postaciami bliższej lub dalszej proweniencji świątecznej, wypełnione tak zwanymi, jak by powiedział z przekąsem niejeden grafik, gradientami.
do wyboru, do koloru.

a dupa, siedząc na siedzeniu eskaemkowym, tuli w ramionach jasny, delikatny papier w różowo-niebieskie chmurki, ze słodkimi aniołkami, osiołkami i ptaszkami, cały w połyskujące gwiazdki.

* * *
takich, jak chcecie, świątecznych dni, i tych kolejnych też.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

stara ludowa mądrość głosi:

dziouchy!
gdy na dworze minus czternaście
bez na dupie rajtuzów nie wyłaźcie
bo wam dupa przemarźnie!
właśnie.

ament

niedziela, 20 grudnia 2009

na minusie

zimno.
takie co bije na głowę najlepszy róż do policzków.
i grabieje nie najlepiej okutane palce u rąk.

na hali ruch.
podziwiam kobiety i mężczyzn, w tym zimnie, w kapturach, czapkach i rękawiczkach bez palców, wydających resztę, za ser, wędlinę, kabanosy, mandarynki, pęk gałązek jemioły. babcie i dziadków siedzących na krzesełkach i skrzynkach i strzegących sprzedawanych słoiczków z domową ćwikłą, woreczków z zasuszonym majerankiem, wydzierganych na drutach łapci.
nie wytrzymałabym pół godziny na ich miejscu.

* * *

zwiniętą w ślimaka na kanapie i owiniętą w tygrysa, raz po raz budzi mnie mój własny, gardłowy chrap, dobywający się gdzieś z głębokich czeluści moich, zajętych przez jakiegoś pierwotnego terrorystę, zatok.

czwartek, 17 grudnia 2009

hu-hu-ha-ni-hu-hu po raz trzydziesty!

no i kto najbardziej ucieszył się z zimy?
odpowiedź oczywista - pies. który znów ma tę rzadką okazję udawać, że też jest blondynką.

jeśli będziecie jechać ulicą w centrum miasta portowego w śnieżnej zawierusze, i zobaczycie czarnego kudłatego potwora, za którym na smyczy leci długi zielony płaszcz z kapturem zostawiający za sobą tumany śniegu - to pewnie będę ja.

wtorek, 15 grudnia 2009

***

zagadka

jak wygląda blondynka, turlająca się po schodach z peronu eskaem?
(blondynka w żółtym płaszczu, turkusowym szaliku, i fioletowych kozakach na wysokim obcasie, który to obcas doprowadził ją do zguby?)

chyba nie-za-szczególnie - nikt zupełnie nie zwrócił uwagi.

po sturlaniu się więc blondynka się otrzepała, i poszła dalej, lekko utykając na prawy obcas.

niedziela, 13 grudnia 2009

sunday, some day

kilka celnych niedzielnych obserwacji zostało właśnie unieszkodliwionych
przez wielką górę niedzielnego obiadu, spod której najprawdopodobniej już się dzisiaj nie wygrzebię.
nawet podniebienie sobie poparzyłam z tej zachłanności.

o-dys-pen-sę-pro-szę-więc
ej.

sobota, 12 grudnia 2009

dialogi piątkowo-sobotnie

piątek/sobota, jakaś 2.30, taksówka gdyńska:
p do taksówkarza - pan tam na tego kota się zapatrzył? lubi pan koty?
taksówkarz, z charakterystycznym oburzeniem - panie, ja nie mam warunków, żeby mieć kota... moja stara mówi, że ja mam kota w głowie.
p - długo jest pan żonaty?
taksówkarz - od siedemdziesiątego trzeciego.

sobota, w drodze na dworzec
zahaczają mnie dwie dziewczyny, z tabliczkami metalowymi przypiętymi do ubrań. na tabliczkach białe litery obwieszczają mniej więcej tyle, że są z kościoła.
zahaczają mnie, bo ja się z reguły daję zahaczać, i jedna mówi, z dziwnie niemieckim akcentem:
- przepraszam, czy możemy pani zadacz krótkie i szybkie pytanie?
myślę, krótkie i szybkie, to zdążę, spoko, więc odpowiadam:
- tak.
- co daje czi szczęszcze?
jasne, krótkie i szybkie, myślę sobie, a niech was.
sięgam po pierwsze z brzegu:
- miłość. - wypalam bez zastanowienia.
nie wiem, czy to, że dostaję (w nagrodę? czy raczej jako pocieszenie?) dwie ulotki reklamujące jezusa chrystusa oznacza, że odpowiedź jest zła, czy dobra.
biegnę na peron.
a kiedy siedzę w kolejce w drodze do mojej ulubionej fryzjerki, nie mogę przestać myśleć o tym, że naprawdę kompletnie nie wiem, czy to jest właściwa odpowiedź.

i jeszcze piątek wieczór
ale ten dialog tu się zupełnie nie zmieści.
;)

- Jaka jest pańska narodowość?
- Jestem pijakiem.
Jestem nieślubnym dzieckiem
Bogarta i Marilyn Monroe.
To ja zabiłem Laurę Palmer.
To wszystko na ten temat.

(Marcin Świetlicki Casablanca)



piątek, 11 grudnia 2009

a bit of a laugh

i żadnego dziś komentarza
:))

czwartek, 10 grudnia 2009

"kto cie zna, ten by cie zjaaadł"

w ten właśnie sposób, dzięki jednemu koledze m, zapamiętałam refren utworu, do którego we wtorkowy wieczór był kręcony teledysk w sea towers w mieście portowym (refren był zgoła inny, ale nie umiem, o dziwo, odtworzyć za chiny ludowe). znaczy, dupa tak zapamiętała (no właśnie, tu się wkrada odwieczny problem dualizmu tego bloga i braku logiki, ale sorry, postanawiam to zignorować całkowicie), gdyż dupa została zawezwana do wystąpienia w teledysku w charakterze części pokaźnej grupy zwanej w scenariuszu "imprezowiczami". dupa, jak to dupa, dlatego że jest dupą po prostu, idąc po raz pierwszy do sea towers, na 32 piętro w dodatku, swoim zwyczajem, nie wzięła aparatu (a mówiłam, tyle razy jej mówiłam, zawsze jej mówię). i dupa. relacja więc z komórki.

więc na początek, widok nocą z 32 piętra sea towers z komórki wygląda tak:


jak to przy kręceniu teledysku, wiadomo, była kilkugodzinna obsuwa, bo trzeba było nakręcić pudle królewskie zjadające bezy ze srebrnej platery (tu nie zjadają)

w tym czasie laski oddawały się malunkom.


pani od malunków okazała się najfajniejszą panią od malunków na świecie, i kiedy pomalowała dupę, ta mało przed nią nie uklękła.


natomiast pani reżyser w ogóle się nie poznała na najzajebistszym makijażu na świecie, i nazwała dupę "czarną bryłą z zamkiem na plecach".
czarna bryła wygląda tak (zamka nie widać)


no a potem były już windy w kosmos


światła jupiterów

tu uważni czytelnicy zorientują się na pewno, co to za zespołu teledysk. no trudno. i tak będzie leciał w tv.

no i ogólnie światła, dym, kamery i, oczywiście, imprezowicze. vel czarne bryły z zamkami na plecach.










i jeszcze imprezowicze po tym, kiedy już okazali się niepotrzebni. (kiedy dupa została poproszona o już sobie pójście z kadru, gdyż już najwyraźniej jako czarna bryła z zamkiem nie nadawała się do niczego, napotkała na kanapie m o-o, która zapytała "ej, ciebie też wyrzucili z planu?")





po czym rzeczona m o-o zrobiła dupie coś jakby potrójną ekspozycję komórką

a jaki z tego wszystkiego wniosek?
chcesz być gwiazdą - przygotuj się na potworny ból głowy dnia następnego. i nie zakładaj czarnej sukienki z metalowym zamkiem na plecach - niechybnie twój zamek popsuje szyki pani reżyser.
:)

środa, 9 grudnia 2009

szarość, widzę szarość!

w eskaemkach w okolicy trzynastej jeżdżą chyba same świry.
więc i ja sobie dzisiaj wsiadłam.
za oknem eskaemki żurawie w gdańskiej stoczni stoją w kółku, zwrócone do siebie pochylonymi głowami.
i panowie chodzą po dachu w żarówiastopomarańczowych kurtkach. jeszcze bardziej zarówiastopomarańczowymi się wydających na tle tej posępnej, ołowianej dzisiejszej szarości, która miała potencjał tylko by zamienić się w czerń, co właśnie zrobiła.
o kurwa szesnastej.

a na schodach przy prokuraturze rejonowej w mieście portowym powiewało dziś na wietrze skierowanie na rezonans magnetyczny.

skoro już o mieście portowym, to zadziwiająco szaro wypada skwer kościuszki widziany z 32 piętra sea towers. ale to jest materiał na osobną rozprawę. która już niebawem.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

vintage inn

w kurorcie, ciemna brama prowadzi z monciaka na ciemne podwórko. na końcu ciemnego podwórka pali się światło w witrynie. wewnątrz, na środku niewielkiego pomieszczenia, leży kupa ciuchów, a naokoło na wieszakach wisi ich jeszcze więcej. są tam wypasione płaszcze nietoperze, sukienki balowe, skórzane kurtki w niespotykanych kolorach, marynarki z dziwnych materiałów, bluzki o niezwykłych fasonach, paski, torebki o najróżniejszych kształtach, na półkach stoją buty, leżą bransoletki i pierścionki, i różne dziwne, kolorowe przedmioty, różowa popielniczka na nóżce. wszystko, rzecz jasna, używane. i wszystko, jak głosi nazwa tego miejsca, wyjątkowe. dwie ładne i fajnie ubrane panie spod sterty ubrań na środku przepraszają za bałagan, ale nie wiedzą już gdzie maja upchnąć te ciuchy, a na pytanie zadane zza dwóch kurtek na wieszakach "a gdzie mogłabym się poprzebierać" odpowiadają "a w przebieralni" i jedna zapalając najpierw światło, prowadzi w dół po żółtych schodach, na których końcu, za zasłonką, jest przebieralnia, w której jest mniej więcej tak:



musowo w kolorze.
dupa oszalała, doszczętnie. i chociaż nie kupiła ani czarnego płaszczyka nietoperza, ani ortalionowej kurtki w turkusowo-czarne paski, bo okazały się za duże, i została w swoim jednak ukochanym brudnożółtym (z coraz większym udziałem brudno) płaszczyku, na odchodnym powiedziała paniom, że zdecydowanie będzie tu zaglądać.
ciągle.

mikołaj-hindus

dzięki mikołajowi nad biurkiem roztacza się dziś zapach masala chai.
mogłabym do niej zjeść moją czekoladę mango lassi, gdyby nie to, że figa chciała ją zjeść bardziej.

to jest ten milszy z poniedziałków.

niedziela, 6 grudnia 2009

niedzielny obrazek kolejny

stojący w lokalu z kebabem u stóp kamiennej góry,
zza szklanych drzwi wyglądający na zewnątrz, i całym sobą te szklane drzwi wypełniający,
z zapałem zajadający trzymanego w ręku kebaba,
święty mikołaj.

bez czapki.

sobota, 5 grudnia 2009

houston, mamy problem

w tunelu dworca gdynia główna,
którym ostatnio co sobotę przechodzę z psem w drodze do lasu na wolności,
wisi gruby, miękki i puchaty
koc w panterę.

niedługo będziecie mogli mnie nazywać blanket lady.





w zebrę też jest.

piątek, 4 grudnia 2009

zagadka na weekend

co robi blondynka, kiedy widzi przed sobą napis PUSH?

środa, 2 grudnia 2009

te środy to są jednak dziwne

nic jeszcze właściwie nie wiem.
ale ten pociąg nie pojedzie jeśli ja w nim nie będę.

wtorek, 1 grudnia 2009

fotokoca

na dupie
dla wszystkich upominających się