sobota, 31 stycznia 2009

tales of the unexpected

sięgnęłam dzisiaj po coś, co chciałam wam pokazać już jakieś dwa miesiące temu, ale jakoś mi się zapomniało. a nie, chyba czekałam, aż uruchomię skaner, co jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie (znaczy wiadomo, wiadomo, ale nie jest to akurat tam, gdzie ostatnio jestem ja, bo on trochę nie nadążył za przeprowadzkami), które to uruchomienie nigdy nie nastąpiło, więc poszukałam w sieci, i pokazuję. (jakość raczej słabiutka, ale tylko takie znalazłam, a że jestem niecierpliwa, to długo szukać mi się nie chciało).
to genialna, sporych rozmiarów, sesja zdjęciowa jednego z moich ulubionych fotografów, a na pewno ulubionego fotografa mody (chociaż zbyt wielu chyba nawet nie znam), tima walkera, opublikowana na łamach grudniowego wydania brytyjskiego vogue'a, którego specjalnie z tego powodu zakupiłam, inspirowana filmami innego tima, burtona, który wraz z żoną heleną bonham-carter w niej również występuje. zdjęcia, jak to u tima walkera, w monumentalnych aranżacjach i obłędnych stylizacjach, okraszone cytatami z filmów burtona. po prostu piękne.
więc oto, proszę, kawałek:












akurat na leniwą sobotę.

czwartek, 29 stycznia 2009

dziewczyny, chłopaki, kible...

czyli zdjęcia w ulubionej scenerii, tym razem z nutką egzotyki



występuje również przedpokój



oraz zupełnie inne lokalizacje



o, a skąd się tu wziął ten - jak mu tam było - zygmunt kałużyński?
(całkiem niezły ten kamuflaż)


z całą powagą, trudno mi się ostatnio na powagę zdobyć.
potrzebuję jeszcze chwilę. albo z dwie.

środa, 28 stycznia 2009

zbielał mi blog

no i czemu on tak zbielał.
czemu w ogóle się bieleje. z zazdrości można. z przerażenia. z wściekłości. nie wiem z czego jeszcze.
(czasownik należy do tak zwanych osobliwych.)
oko też może zbieleć.
swoją drogą, wpisując którąś z tych fraz w google można znaleźć bardzo ciekawe wypowiedzi.
(np. Jestem taką laską że by Ci oko zbielało. - to przykład z kozaczek.pl)

no więc czemu on tak zbielał?
jak się okazuje, chociaż można się doszukiwać metafor a metafor, to właściwie zbielał tylko dlatego, że jego autorka pewnego wieczora spojrzała w monitor i stwierdziła:
"o kurczę, on jest ZA CZARNY. "
(ups, coś poczułam, że chyba jestem wyjątkowo politycznie niepoprawna, zwłaszcza względem ostatnich wydarzeń w pewnym wielkim kraju.)
"jest za czarny. nic nie widać, tylko czarność." tak też stwierdziła. i że czas na jakąś zmianę, chociaż na próbę, żeby zobaczyć.
i uczyniła bloga białym. i tak jej się to spodobało, że postanowiła próbę przedłużyć. na czas nieokreślony.
tak sobie więc teraz będzie bielał w tym internecie. zamiast czernieć. a potem, kto wie, może zzielenieje. może się zaróżowi. albo zaczerwieni.
a może osiwieje.

wtorek, 27 stycznia 2009

akuku!

niespodzianka!

poniedziałek, 26 stycznia 2009

oj, jeszcze piosenka poleci

od manuvy




http://pl.youtube.com/watch?v=1wI4_aNDLiI

trzecia osoba

(...)
Trzecia osoba to kolejna para oczu. Trzecia osoba to przeczucie Boga. Trzecia osoba to sposób na opowiedzenie historii. Trzecia osoba to wskrzeszenie umarłych.

To teatr żyjących ludzi. Miniaturowy, niewinny złodziej. Tysiące butów zrobionych ze szkła. To kompletna tajemnica.
To broń pod postacią narzędzia.
Przychodzi znikąd. Po prostu się wydarza.
To skrzynka na nieskończoną muzykę, która jest między ludźmi, i czeka, by ją zagrać.

fragment The Third Person Ali Smith
tłum. gapminded

niedziela, 25 stycznia 2009

trochę weekendowych farmazonów

nie będzie absolutnie niczego poważnego, mówię z góry, w razie, jakby ktoś chciał się jeszcze wycofać. to teraz jest najlepszy moment.

bo oto wiadomości z serwisu kundelek.pl

dupa podczas weekendu była widziana kilkakrotnie w różnych miejscach. nie ma pełnej dokumentacji, jest w tym wszystkim jakiś element plotki, może nawet i pomówienia. ale jest kilka, wydawałoby się, dowodów. wprawdzie kiepskiej jakości, więc nie można im znowu tak do końca wierzyć, gdyż mogły zostać sfabrykowane. ale są - przysłane przez wiernych czytelników kundelka.

podobno dupa widziana była na zakupach w przebieralni


ktoś widział ją świeżo po wizycie u fryzjera (jeśli myślisz, ze wygląda niekorzystnie, kliknij przycisk "do dupy")

ktoś inny - jak siedziała zawinięta w, rzekomo, zasłonę


i jeszcze - wiadomo - w jakimś kiblu, z inną dupą


więc chyba daje radę.

oczywiście zapraszamy do wypowiadania się na forum kundelka.pl, zawsze czekamy na wasze ciekawe opinie.

**chciałam jeszcze właściwie napisać o tym, jak cudowną rzeczą jest wizyta u fryzjera, ale to też takie jakieś za mało głębokie, nie wiem. (chociaż to niesamowite, jak bardzo metafizyczne wręcz może być to przeżycie. zwłaszcza, kiedy siedząc na fotelu przed lustrem nawiązuje się z fryzjerką wręcz pozawerbalne porozumienie w sprawie tego, co na tym fotelu ma się wydarzyć. i z każdym cięciem uśmiecha się bardziej i pacjentka, i fryzjerka. która na koniec postanawia zakręcić włosy pacjentki przy pomocy prostownicy. i jeszcze dostaje się gratisy różne. nie wspominając już o tym cudownym odprężeniu podczas mycia i masażu głowy. i o tych wszystkich ładnie pachnących preparatach. i wychodzi się z salonu z tak zwanym bananem na ryju.). ale to już raczej temat do serwisu cętki.pl, a tym się tu, jak wiadomo, nie zajmujemy.

w końcu relaks to relaks. i niech tak zostanie.

piątek, 23 stycznia 2009

potrzebuje ktoś laski?


bo znaleziono. także, można odebrać.
natomiast dupy nie znaleziono. ostatnio chodzą słuchy, że pląsa to tu, to tam. podobno stwierdziła, że najbardziej na świecie opłaca się cieszyć.

czwartek, 22 stycznia 2009

kopirajtuz

zakładam ten rajtuz
mam różny - zielony, żółty, turkusowy, szary też mam,
do wyboru, do koloru, do poru na telesforu

naprawdę różny

and that's no copy at all

środa, 21 stycznia 2009

foux de fa fa fa fa-a

normalnie zdradziłam doktora house'a. bo zakochałam się - no nie powiem, że w tych dwóch mało rozgarniętych nowozelandczykach, ale na pewno w serialu o nich. niestety przegrywają tym, że jest mało odcinków, ale każdy odcinek, ba, nawet fragment na jutjubie, mogę oglądać w kółko i w kółko, i za każdym razem śmieję się z tego samego.
np. tu się śmieję między innymi wtedy, kiedy jemaine odpowiada na pytanie "parlez vous le francais?"
a piosenkę śpiewam pod nosem na ulicy.
bardzo poprawiają mi humor.
strasznie polecam flight of the conchords.

wtorek, 20 stycznia 2009

do piachu

ale takiego z plaży piachu
w taki piach się bym chciała obrócić, jakbym się miała obracać (zgodnie ze starodawnym przysłowiem "z piachu powstałeś, w piach się obrócisz")
miałabym różne muszelki
może jakąś perełkę
i bym się już do końca świata wygrzewała na słońcu
czasem się chłodząc morską wodą
albo tą taką z oceanu
można by sobie we mnie stopy zanurzyć
albo zbudować zamek, z fosą taki
napisać patykiem jakiś napis
(BAŁTYK PANY na przykład, taki z koroną)

i w ogóle można by mnie przez palce przesypać

i to morze, może, mogłoby mnie zalać

w przypływie

poniedziałek, 19 stycznia 2009

akcja zima

dupy ni ma

jest jakiś obrazek, ale trochę niewyraźny, jak to ostatnio bywa, i właściwie pozbawiony walorów
i nie wiadomo, co na nim jest


aha, i jeszcze jest poniedziałek, który, jak wiadomo, powinien być dniem ustawowo wolnym od wszystkiego

sobota, 17 stycznia 2009

biegać skakać latać pływać

w tańcu w ruchu wypoczywać

piątek, 16 stycznia 2009

skipnął mi się czwartek

ups
j zamiast flight of the conchords przyniosła bro, i tak to się jakoś potoczyło. a ja odkopałam na dysku sporo niespodziewanych kawałków. i teraz wszystko mi się rusza.



(teledysku nie ma, to już nie te czasy, jak to rozmawialiśmy wczoraj z kolegą em.en, o tych teledyskach, co się je pamięta od zawsze, i co się chce nimi być, i tym piaskiem, tym cadillakiem, tą sukienką, tymi czerwonymi butami...)

środa, 14 stycznia 2009

dupa pozdrawia

tym, co może zainteresowani losem dupy, dupa kazała tylko przekazać, że jest, ma się dobrze, będzie wpadać znienacka
bez zapowiedzi
bez komentarza
dla przeciwwagi

dzień uproszczonej frazy

występuje dzisiaj, jak się okazuje
znaczy, że nie występują epitety
nie ma zdań wielokrotnie złożonych
ani porównań homeryckich
ani metafor ani w ogóle
wszystko takie ociosane
pozbawione zawijasów
nawet interpunkcja szwankuje, bo niewiele dla niej dzisiaj jest uzasadnienia
nie ma sensu kupować kredensu ani kropek stawiać

zbędne znaki z urzędu zostają wykasowywane ze skutkiem natychmiastowym

plus na z (nie całkiem) innej beczki

wtorek, 13 stycznia 2009

start the treatment

it's not what we thought it was
all symptoms now fit

no respiratory distress
no cardiac arrest
no multiple organ failure

definitely not crashing

don't need MRIs, LPs, CT scans
(can't biopsy a soul, can you?)

the patient's getting out of the coma

it was just emotional autoimmune

ever heard of it?

wtorkowa piosenka wszechczasów

bo leciała dzisiaj rano w radiu, jak jechałam do pracy, i pomyślałam sobie, że to jest moja jedna z najnajeverulubionych piosenek, jakie kiedykolwiek odwiedzały moje uszy. śpiewałam ją nawet kiedyś do mikrofonu w garażu na próbach. i na karaoke w seulu też, jakieś 10 lat później.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

poniedziałkowy defetyzm

megapiszę
stukam stukam
nic mi się dzisiaj z tego nie układa
poweekendowy jetlag mam, muszę znowu przejść na strefę czasową dnia pracy, a to nie łatwe
dla niepoznaki więc dużo stukam w klawiaturę, popijając czecią kawę, spodziewając się nagłego zatrzymania akcji serca anytime

nie wiem, oszaleję chyba dzisiaj
albo coś

niedziela, 11 stycznia 2009

niedzielny spleen

dzisiaj zupełnie jakby wiosennie
śnieg potopniał
i odsłonił oczom, i butom, całego miasta, wszystkie tego miasta psie kupy
nawet psa, co kupę elegancko w pobliskim lesie zostawia, nie ma gdzie pod żabką przypiąć

piątek, 9 stycznia 2009

kongratulacje

dla Dzielnej Mamy i Niemniej Dzielnego Taty oraz Nowoprzyszłej Na Świat Soni. :)

czwartek, 8 stycznia 2009

środa, 7 stycznia 2009

mój czarny wyrzut sumienia

pani-zła
suka-biedna
jakoś tak to szło


wtorek, 6 stycznia 2009

^*^

poniedziałek, 5 stycznia 2009

maybe sunshine and maybe the rain



http://pl.youtube.com/watch?v=GIZfoldOEVc

na dobry, kolejny, początek

trochę poniewczasie, ale za to już w nowym roku, zabawy młodzieży łódzko-festiwalowej.







niedziela, 4 stycznia 2009

warto słuchać

nawet jak jest trochę niewyraźnie



(foto jula+holga)

tej dziwnej bezsenności dalszy ciąg

w przedszkolu chciałam być kwiaciarką. podobały mi się te wszystkie kolorowe wstążki, gałązki, błyszczące sreberka, celofany we wzorki, no i oczywiście kwiaty. goździki, gerbery, róże, moje ulubione wtedy cyklameny. obowiązkowy w każdym bukiecie asparagus.

w pierwszej klasie, kiedy już umiałam pisać, i pierwszoklasistowskim krzywym pismem w zeszycie w trzy linie pisałam wierszyki, postanowiłam, że będę pisarką. (pewnie jeszcze chciałam wtedy być nauczycielką, jak wiele pierwszoklasistek, co zresztą poniekąd się spełniło).

potem chciałam być wieloma różnymi. w tym w najniebezpieczniejszym momencie życia, czyli kiedy zdawałam na studia, chciałam być socjologiem. na szczęście mnie nie chcieli.

no a potem odkryłam, że chcę być tłumaczem, i już zawsze chciałam być tłumaczem.

dzisiaj wiem, że są też inne rzeczy, których chciałabym chociażby dotknąć. zresztą, wszystkie leżą właściwie niedaleko siebie.

M. na mikołaja dała mi szwedzki notatnik. i powiedziała, że to na moją książkę. co żebym ją napisała.
(dała mi jeszcze dizajnerską torbę na butelkę, chyba tak, że książka, butelka, to się tak jakoś łączy...)
dzisiaj na szorstkich, pustych kartkach zapisałam pierwsze notatki. i sprawiło mi to wielką radość. (wciąż jeszcze wolę pisać ręcznie niż na klawiaturze)
pewnie radość takiej małej, siedmioletniej dziewczynki. tylko, że tamta dziewczynka była strasznie poważna, tak mówiły panie nauczycielki. dojrzała, nad wiek.
co zresztą okazało się zwykłą figą z makiem.
(wybaczcie ten wtręt, właściwie nie chciałam pisać wcale tego, że w wieku 28 lat, pierwszy raz w życiu poczułam się w końcu niedojrzała, niepoważna, niewiedząca, i w dodatku okazało się, że wolno mi, a wręcz trzeba. tylko ciiii.).
dzisiaj więc postaram się cieszyć za tę wiecznie zatroskaną dziewczynkę.
i nie, spoko, nie napiszę powieści, bo chyba nie jestem w stanie stworzyć fabuły, która zajęłaby 200 stron. nie będzie więc żadnego romansidła ani dramatu psychologicznego. ani pamiętnika "po zakręcie. jak przeżyłam załamanie nerwowe.". albo poradnika "jak umówić się ze sobą na randkę". nie no, właściwie wiele jest możliwości, jak teraz patrzę.

ale tak sobie może pobazgrzę. powypisuję jakieś farmazony. dyrdymały. i inne.
takie... bajki z dupy.

nawet sobie poilustruję, a co. ;)

sobota, 3 stycznia 2009

... ideas sleep furiously*

dla tych, co nie znają, młodszy trochę dr house, zanim jeszcze został dr housem, i kiedy jeszcze mówił po brytyjsku



a * powinni rozpoznać ci, co mieli w życiu do czynienia z językoznawstwem, a zwłaszcza niejakim panem Chomskym. w nawiązaniu do tematu skeczu.

a wszystkich, którzy nie zrozumieli niczego na przykład, przepraszam, ale trochę mam dosyć prawej, lewej, kto kogo, kto pierwszy i z której strony. i w dodatku nie umiem sobie wytłumaczyć, który ptaszek to większy od, a który mniejszy od, a chciałam sobie skrótowo notatki zrobić, jak to robię zazwyczaj, i nie dałam rady. może mózg mi się już w ogóle przestał kręcić. albo kręci się teraz wokół osi poziomej na przykład?

piątek, 2 stycznia 2009

a robi się to tak

gorące kakao
kardamon
imbir
miód
trochę likieru frangelico
i ten ziąb może mi normalnie skoczyć

czwartek, 1 stycznia 2009

odszedł bałwanek, niech żyje co to tam jest

myślę sobie, jaki chciałabym, żeby był ten rok. na samym jego początku nie mając żadnych planów, żadnych postanowień noworocznych. żadnej listy do odhaczania. żadnego rzucania, zaczynania, kończenia. (a przepraszam, oprócz jednego postanowienia dosyć pilnego - spłacić minusa)
ale wiem, czego bym chciała.
żeby ten rok wreszcie miał 365 dni. 52 tygodnie. 12 miesięcy. żeby nie było w nim żadnych dziur, żadnych utrat pamięci, żadnych urwanych filmów. żeby każda doba miała 24 godziny. i żeby nie umknęła mi żadna z nich.
żeby nie uciekła mi żadna literka z kartki, żadne słowo z klawiatury, żaden dźwięk, żaden bit, żaden obraz. żaden kolor. żadna igiełka mrozu na policzku. żadna strużka potu na plecach. żadna wymiana spojrzeń, słów, myśli.
żadne nic.
tak, to chyba moje postanowienie noworoczne. ułożyć te puzzle w jedną ładną, mądrą, całą i jednak uśmiechniętą blondynkę.
a potem, to nie wiem co.
w każdym razie do roboty trzeba zabrać się już.