poniedziałek, 30 lipca 2012

zapomniałam

przyśnił mi się post.
albo zamajaczył rano.
ale zapomniałam wszystko. szkoda.
wiem tylko, że cytowałam w nim świetlickiego.
tego. tego. tego.
tamtą.
to pewnie dlatego, że czytam orchideę. com ją sobie z wrocka przywiozła dawno temu.

no więc nie wydaje mi się, żebym miała go sobie przypomnieć.
raczej mar-ne szan-se (z francuska).

ale jak sobie przypomnę, to na pewno napiszę.

a tymczasem, z zapalonym niewiadomoskąd uchem leżę i niedoczekuję się wakacji.

wtorek, 24 lipca 2012

one day in the life of an addict





i guess it's still a blog post. 

though these days, i may never write it.



sobota, 14 lipca 2012

jak wziąć ślub w paryżu - już

oj bo mówiłam, że ze mnie panikara.

i się denerwuję na zapas. niepotrzebnie.

także tego.

jakby ktoś chciał w paryżu wziąć ślub, to jest tak:

wzięcie ślubu w paryżu okazuje się dosyć prostą sprawą. (poza jedną rzeczą, ale o tym później). oczywiście mowa tu o ślubie cywilnym, wzięcie ślubu kościelnego to już całkiem inna bajka. ale to zupełnie nie zaprząta mi głowy.

cywilny ślub w paryżu bierze się przed konsulem, który ma uprawnienia kierownika stanu cywilnego, w wydziale konsularnym ambasady polskiej.

od ambasady do wieży eiffla jest jakiś rzut beretem (francuskim, rzecz jasna).




żeby wziąć ślub przed konsulem w paryżu, trzeba mieć polskie obywatelstwo oraz dwoje świadków (oczywiście poza przyszłym małżonkiem, którego też wypadałoby ogarnąć zawczasu) - nie muszą być polakami, ale muszą znać polski na tyle, by wiedzieć o co w ogóle chodzi podczas ceremonii.

jak się już to wszystko ma, wystarczy napisać maila do ambasady z proponowaną datą ślubu (śluby w paryskiej ambasadzie odbywają się tylko w piątki, warto też zrobić to na kilka miesięcy wcześniej) i załączyć skany dowodów osobistych całej zamieszanej w wydarzenie czwórki.

następnie ambasada odpowiada mailem (zauważyłam, że mailowa korespondencja z ambasadą jest najwygodniejsza - odpowiedzi na maile przychodzą najpóźniej następnego dnia, a dodzwonić się nie zawsze jest łatwo), załączając spis wymaganych dokumentów. kilka, kilkanaście dni później tradycyjną pocztą na adres, jaki wskazaliśmy w mailu, przychodzi też wniosek do wypełnienia (co mnie urzekło, z zaadresowaną już kopertą zwrotną) i odesłania do ambasady.




lista dokumentów do dostarczenia jest krótka (pod warunkiem, że się nie ma za sobą już jakiegoś ślubu). potrzebne są odpisy zupełne aktów urodzenia przyszłych małżonków (nie starsze niż sześć miesięcy, jakby w akcie urodzenia mogło się coś zmienić, ale rozumiem, że urzędy muszą na czymś zarabiać i to niemało - opłaty za otrzymanie urzędowych dokumentów są conajmniej absurdalne) oraz - uwaga - zapewnienie o braku przeszkód do zawarcia związku małżeńskiego, które najlepiej uzyskać z najbliższego urzędu stanu cywilnego, jaki mamy pod ręką.

uwaga dlatego, ponieważ jest zapewnienie i zaświadczenie. zapewnienie nie jest standardowo wydawanym przez usc dokumentem, a jedynie częścią procedury uzyskania zaświadczenia. innymi słowy, standardowo przed kierownikiem stanu cywilnego podpisujemy zapewnienie, że nie jesteśmy spokrewnieni, nie mamy już męża ani żony etc. etc.. kierownik sobie to zapewnienie zabiera i na jego podstawie wydaje zaświadczenie. chcąc wziąć ślub w paryżu, nie pozwalamy jednak kierownikowi zapewnienia zabrać, zamiast tego zabieramy je sami i idziemy do domu. zaświadczenie do niczego nam się nie przyda. (plus tego jest taki, że za złożenie zapewnienia się nie płaci, bo nie ma go w cenniku, skoro nie jest oficjalnie wydawanym dokumentem).

należy pamiętać, żeby zapewnienie zostało złożone najpóźniej 30 dni przed datą ślubu - podobno jest to tak zwany czas do namysłu, który nasze prawo daje nam wspaniałomyślnie - i obowiązkowo. warto to załatwić jednak dużo wcześniej, chociażby z powodu czasu, jaki ów dokument spędzi w drodze do francji.

razem z wypełnionym wnioskiem dokumenty trzeba wysłać do ambasady - i za jakiś czas dowiedzieć się, czy doszły i czy wszystko jest ok.

no więc doszły.

i wszystko jest ok.

(brak zaufania do poczty polskiej sprawił, że ten punkt spędzał mi najwięcej snu z powiek.)

no i jest jeszcze jeden szczegół, który to ostatnio wprowadził trochę zamieszania do całej historii. za ślub przed konsulem trzeba zapłacić i to niemało - bo 180 euro. co jednak jest kwotą jak najbardziej do przyjęcia, jeśli weźmie się pod uwagę inne koszta, jakie odpadają, kiedy nie organizuje się ślubu z weselem w kraju. opłatę trzeba uiścić osobiście, najpóźniej dzień przed ślubem.

a raczej było to 180 euro - w czwartek dostałam maila od pani konsul, w którym informowała nas, że wzrosły opłaty konsularne i od 15 sierpnia opłata ta wzrasta do 500 euro. nie muszę chyba wspominać, że nasz ślub jest po 15 sierpnia.

na szczęście okazało się, że jeśli ma się już potwierdzony ślub, to przy przelaniu pieniędzy do końca lipca na konto ambasady, można jeszcze zapłacić starą kwotę.

stąd czwartkowe nerwy - bo trzeba było dowiedzieć się, czy ten nasz ślub to potwierdzony jest, czy dokumenty aby w porządku etc. etc..

na szczęście od wczoraj już oficjalnie potwierdzony. choć ja się znowu nadenerwowałam, ale ja już tak mam, że się denerwuje ważnymi rzeczami, które zależą od różnych innych osób i instytucji. zwłaszcza jeśli są to urzędy lub poczta polska.


http://www.pani-halinka.pl/comic/comic/123-0062/

jak widać, zupełnie niepotrzebnie się denerwuję. no ale co zrobić.

a potem (albo przedtem, bo my załatwiliśmy to już wiele miesięcy temu) trzeba kupić bilety na samolot, wynająć mieszkanie na montmartre i wziąć urlop w pracy.

i czekać. na ten wrzesień, co ciągle wydaje się tak daleko. i na paryskie wakacje. o których na pewno tutaj przeczytacie.

:)

ament.

środa, 11 lipca 2012

jak wziąć ślub w paryżu - jeszcze nie

chciałam napisać dzisiaj o tym, jak to łatwo załatwić ślub w paryżu. bo sama chciałam wiedzieć, a nikt nigdzie nie pisał.

no ale ktoś mnie tam gdzieś telepatycznie usłyszał i okazało się jeszcze, że jest conieco do załatwienia. więc jak tylko potwierdzę, że nie ma przeszkód oraz że poczta polska działa sprawnie, to wtedy już na pewno.

napiszę.

w międzyczasie odpukuję w niemalowane i spluwam przez ramię (a nie, nie spluwam, bo moja górna warga wciąż jest w niekontrolowanym spoczynku od znieczulenia dentystycznego i mogłabym opluć się nie tam, gdzie trzeba. później.)

bo jak niektórzy z was pewnie wiedzą, ja się tak zawsze boję na zapas. że się nie uda. że się zepsuje.

(jak dostałam pierścionek to chyba przez dwa tygodnie śniło mi się, że wypadł z niego brylant. no tak już mam. a o pierścionkach też będzie.)

więc na wszelki wypadek trzymajcie kciuki, a ja potem o wszystkim wam opowiem.

ament.