- no, mój syn, to za wcześnie dzisiaj był.
ja w lot zrozumiałam, co się święci, ale moja mama ostatnio nie jest zbyt błyskotliwa. więc pyta:
- jak to za wcześnie?
- no bo by się poznali. może by coś z tego było... różnie to się dzieje.
i do mnie:
- ale pani to jest jeszcze młodziutka. bo mój syn to ma już 37 lat.
wyprowadzam ją z błędu (nie wiem czemu ostatnio wszyscy mnie traktują jak studentkę). kiedy usłyszała, że mam za chwilę, ehm, trzydzieści, zabłysło jej oko.
- a nie, to jeszcze nie tak źle. mój mąż był ode mnie o 11 lat starszy. ja miałam 20 a on 31. moja mama nie akceptowała tego małżeństwa. ale ja chciałam mieszkać w sopocie.
na co moja mama odpowiada ze swoją nadwyrężoną błyskotliwością, wskazując na mnie:
- noo, ona też chce mieszkać w sopocie.
- a jest gdzie mieszkać...
i usłyszałam o wszystkich zaletach syna, że jest inżynierem, że musiał zmienić pracę, i teraz mniej zarabia, ale zarabiał więcej, i ma oszczędności.
no nic, muszę uważniej wybierać godziny wizyt u mamy.
ale mam nadzieję, że długo tam nie poleży. chociaż wciąż nic nie wiadomo.
podobno no news is good news. tego, póki co, się trzymam.
***
dziękuję za wysłanie mnie w kosmos.
Ej Stiwen, 37-letni inżynier to jest coś, mówię Ci, warto rozważyć:D
OdpowiedzUsuńśmiej się śmiej Molu, ale okazało się, że pani wychodząc dzisiaj ze szpitala poprosiła Mamę o mój numer telefonu. Mama na szczęście trochę błyskotliwości zachowała. ;)
OdpowiedzUsuńNo ej, moze szkoda, no, chociaz jesli 37-letni i nadal niezagospodarowany i mama mu szuka dziewczyny, to moze jakis trefny jednak ... ;-)
OdpowiedzUsuń