w ogródku małego domku w kurorcie zatrzęsienie przebiśniegów i krokusów. wreszcie jest znowu jasno, kiedy wychodzę wczesnym poniedziałkowym wieczorem.
i znowu mam fervexowe sny.
wybaczcie, ale mam tyle myśli w głowie, że zupełnie nie mogę pisać. to taki paradoks. bo gdybym miała wtłoczyć te myśli w słowa, to by ich nie starczyło, biedaków. musiałabym je rozciągnąć do granic przyzwoitości. nadmuchać, ba, napełnić helem. musiałyby świecić kolorowymi światełkami i grać różne melodyjki. musiałyby mieć zapach portowego powietrza, i jeszcze jeden. i być miękkie i pluszowe w dotyku, jak świeżo wyprane w lenorze. i smakować jak oranżadowe bąbelki. a, i jeszcze musiałoby się od nich robić tak, jakby się wsiadało do najniebezpieczniejszej na świecie kolejki górskiej, nie zapinając pasów. koniecznie po obejrzeniu "oszukać przeznaczenie 3".
no mniej więcej tak by to jakoś musiało wyglądać.
więc przed użyciem należy przeczytać ulotkę lub się skonsultować. bo to nie fervex.
zaraz zaraz, na pewno dali tu jakąś ulotkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz