środa, 10 lutego 2010

ring the alarm

był taki czas, kiedy miała starą nokię z okrutnie piszcząco-świdrującym nokiowym budzikiem. każde podobne piknięcie zasłyszane w tym czasie w jakimkolwiek kontekście wywoływało w moim mózgu automatyczne, chociaż chwilowe, ale zupełnie nieopanowywalne uczucie paniki. tak bardzo bałam się tego dźwięku, że budziłam się co chwilę rano, ścigając się z nim, byle tylko zdążyć go wyłączyć, zanim padnie pierwsze piknięcie. bardzo długo nie mogłam się tego odruchu psopawłowego pozbyć. do czasu, kiedy zmieniłam komórkę.
w mojej pierwszej służbowej nokii nastawiłam sobie więc miłą muzyczkę w budziku. niestety, akurat wtedy nastąpił ten moment mojego życia, kiedy miałam nadzieję, że już nie będzie żadnego ranka i nie będę musiała już nigdy otwierać oczu. a ta cholerna melodyjka przypominała mi, że jednak muszę wstać po raz kolejny, i że to wszystko to nie sen. chyba szybko potem tę melodyjkę zmieniłam - a dzisiaj już kompletnie jej nie pamiętam. (choć założę się, że gdybym ją usłyszała, przeszły by mi ciarki po plecach). ten telefon, chyba na szczęście, i tak postradałam, najpewniej w londyńskiej taksówce.
potem długo budził mnie budzik nowego telefonu służbowego, który dostałam za ten postradany, a który z kolei przypominał mi dźwięk, który mnie budził w seulu. wtedy posiadałam jeszcze jeszcze-nie-postradany telefon z melodyjką, który jednak był dwuzakresowy i do seulu się nie nadawał. dostałam więc moją późniejszą, trzyzakresową nokię, której dźwięk na zawsze będzie mi się kojarzył z pobudką w apartamencie na 16 piętrze, wśród zawodzeń kapłana dochodzących gdzieś ze znajdującej się tuż obok cerkwii prawosławnej (!) (tak przynajmniej założyłam, że dochodziły stamtąd, chociaż raczej bardziej kojarzyły mi się z meczetem niż cerkwią). i potem z całą moja rutyną, zamykaniem drzwi z mówiącą do mnie klamką i jazdą mówiącą windą, i śniadaniem we "francuskiej" kawiarni z jakąś słodką bułką i latte, do której wchodzeniu i z której wychodzeniu towarzyszył radosny dźwięk "angjohazejoooo!". może dlatego, że tak miło mi się ten dźwięk budzika skojarzył, nigdy już we mnie nie powodował żadnego wzdrygania się, kiedy otwierałam oczy w zwykłe, polskie pracowe poranki.

już drugi tydzień nie mam telefonu służbowego, i nie zdążyłam się jeszcze dowiedzieć, jaki dzwonek budzika ma moja całkiem nowa dotykowa (koreańska) komórka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz