wtorek, 2 lutego 2010

limo

miało być o freelansie. miało być o tym, jak to jest, kiedy człowiek żyje zgodnie ze swoim własnym zegarkiem. że cera jest bardziej różowa, a oczy coraz mniej podkrążone. że samopoczucie lepsze, i włosy bardziej błyszczące, bo im klimatyzacja nie dokucza. i że czuć, jak się polepsza krążenie.

ale właśnie wtedy, na pierwszy plan postanowił wysunąć się pies. od którego dzisiaj na przykład dostałam na spacerze z całej siły pyskiem w oko. będzie zdjęcie, jak już ładnie zzielenieje.

zazdrosna czy co.

3 komentarze:

  1. To nie pies! To zabijaka telefoniczny i damski bokser! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jakby to facet przez przypadek to by mu się oberwało... ;)
    ale nie zazdroszczę... :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. co by nie było to i tak frilans brzmi dumnie! ;-) witam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń