środa, 27 lutego 2008

mały apdejt

Muszę się chyba trochę poskarżyć. Bo dzisiaj cały dzień w pracy, na maksa intensywny, chociaż tak dosyć przyjemnie, ale od 9 do 18. Wycieczka pojechała na zakupy do Carrfoura, bo druga damska część wycieczki jutro wyjeżdża i musi urządzić szoping, więc korzystam z chwili odpoczynku, chociaż już za pół godziny ma się odbyć gruba kolacja z wiceszefem i znowu będzie wieczór z bani. A chciałam powiedzieć, że dzisiaj już zaspałam, bo generalnie będąc w stanie zombie nie zakumałam, że wyłączam budzik, i na szczęście obudziłam się po 45 minutach tak, że jeszcze dało radę. Ale ogólnie dni w pracy, wieczorem wstaje fabryka i trzeba też się kontaktować i do późna odpisywać, w międzyczasie kolacje się odbywają i alkohole. I kiedy tu spać? Nie pamiętam już jak wyglądam bez podkrążonych oczu. I obawiam się, ze niedługo nadejdzie ten dzień kiedy się do pracy nie obudzę. A w dodatku mamy pracujące soboty (chociaż tylko 4 godziny), a ja nawet w tę niedzielę muszę przyjść do pracy, bo "profesor" i nauczyciele nie mogli się spotkać w normalny dzień, bo w piątek właśnie zaczyna się tutaj rok szkolny. A do szkoły dzieciaki tutaj też chodzą w soboty, wprawdzie co drugą, ale zawsze. A ja tylko chciałam powiedzieć, że grube nadgodziny tu robię, a przed wyjazdem jeszcze dwa dni zwolnienia spędziłam w pracy, więc należy mi się z tydzień wolnego po powrocie. Conajmniej. I mówię jak najbardziej poważnie wielce.
A dzisiaj właśnie było spotkanie z "profesorem" (cały czas piszę w cudzysłowie, bo nie mogę uwierzyć, ze to profesor) i nauczycielami angielskiego - w zasadzie też powinnam w cudzysłowie, ale są śmiechowi. "Profesor" za to nie jest, i w dodatku każde zdanie, albo nawet każde wyrażenie, zaczyna od potrójnego styłogardłowego "goha goha goha", jakby musiał odpalić swój aparat mowy, żeby zadziałał na dźwięki angielskie, które i tak mu nie wychodzą, a w rezultacie brzmi, jakby co 15 sekund się dławił. No ale jest teraz praca koncepcyjna i w zasadzie to jest fajne, bo oni są jeszcze tacy pełni optymizmu i wogle. I zlitowali się nade mną, znaczy "profesor" głównie, żebyśmy się nie spotykali w niedzielę o 10, tylko o 14. Ale oni tu są grubo walnięci na punkcie pracy, i pewnie dlatego potem takie mają ciśnienie na drogach i ciągle trąbią.
Z newsów to jeszcze przenieśliśmy się z hotelu do takiego apartamentowca, gdzie są takie, wiecie, apartamenty, nie, z wszystkim i wielkim TV i pralką i wogle, i jak się przekręca klucz w zamku, to pani w klamce mówi po ichniemu chyba że zamknięte, czy coś, w każdym razie klamki sprawdzać już nie trza. I mieszkam na 16 piętrze, z okna widzę taki hangar, gdzie wieczorami za siatką panowie ćwiczą uderzenia golfowe, i widok mam taki:



No i niestety nie mam już czasu nic więcej napisać, bo muszę lecieć na wielce kolację, a w drodze do windy muszę się jeszcze zdążyć przewrócić na ryj i podnieść.


Także...

Baj baj maszkary

(Aha, z braku sił i czasu nie mam nawet siły zajmowac się zdjęciami, więc wciskam tylko Auto tone w lightroomie, stąd te rezultaty, jak kiedyś będę miała okazję w końcu, to się zajmnę tym porządnie.)

2 komentarze:

  1. Te, łuuuuu, wdupach się już chyba poprzewracało. Zapomniała jusz jak na KaZi było. No, skandal.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zapomniała nie zapomniała. Poza tym pamięta, że tu jako pijem nie występuje, chociaż coś się mie wydaje, że oczekiwania są, by występowac tutaj jako erem, pijem, i what not, wszystko naraz. Zwłaszcze ze erelem już pojechał w siną dal.

    OdpowiedzUsuń