niedziela, 18 kwietnia 2010

niedziela, czternasta

pani sklepowa w "smaku", do którego schodzę w niedzielny poranek po kawę, mleko i bułki na śniadanie, oprócz produktów, które próbuję zmieścić w objęciach tak, żeby mieć jeszcze wolną rękę do wstukania kodu na domofonie, sprzedaje mi też, zupełnie nieświadomie, złotą myśl tej niedzieli:
- pani zobaczy, jaki dobry mąż. ta to ma szczęście... życie to nie bajka, ale czasem się komuś dobrze trafi...

***

na plaży głośno jak, nie przymierzając, w wakacje. szum morza, krzyk mew, wrzask dzieciaków, szczekanie psów, śpiew ptaków z kamiennej góry, stukot lin jachtowych dobiegający z mariny, głuche uderzenia rąk o piłkę siatkową.
na piasku pełno grupek wiosennych plażowiczów. przed kontrastem i mingą wszystkie stoliki zajęte, oblężony plażowy plac zabaw.
pod falochronem obstawionym sznurem zniczy, dziewczyny grają w siatkę. albo siedzą oparte o falochron i odpoczywają. z drugiej strony spacerowicze robią zdjęcia zniczom na tle morza. jest mnóstwo spacerowiczów, bulwarem płynie do morza rzeka spacerowiczów, którzy najwyraźniej postanowili nie oglądać dziś telewizora.

świeci słońce, psy biegają, latają latawce, wyją syreny, stop klatka. czternasta.
przez moment nie ma nic poza wyciem syren. zawiesza się plaża, zwalnia rzeka spacerowiczów płynąca do morza.

po chwili zielony latawiec znów lata. pyk, pyk, od rąk odbija się piłka siatkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz