ok, poniedziałki nigdy nie były łatwe. właściwie od jakiegoś mniej więcej zawsze są najtrudniejszym dniem w całym tygodniu. umysł pokutuje za wszelkie przyjęte w weekend przez organizm trucizny i nie uchodzi mu to na sucho. trzeba wykonać różne całkiem męczące poniedziałkowe rytuały. przynajmniej chwilowo odpadł szok poweekendowego brutalnego zrywania się z łóżka o jakiejś nieludzkiej godzinie.
ale ostatnie poniedziałki, to już jest gruba przesada. bo mam zupełnie innego kaca. i nie dają na to tabletek w aptece.
i muszę odkręcać z zimna kaloryfer.
i szczypie mnie zjarana od słońca broda.
ale ale, nawet jakby dawali te tabletki, i tak bym nie wzięła.
*Diana Ross - Love Hangover
(a propos, okazuje się, że nie aktualnie posiadam w domu ŻADNYCH tabletek przeciwbólowych. i to jest dopiero coś.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz