piątek, 23 kwietnia 2010

ignorance is bliss

All I know is that nothing moves faster than the speed of light, so you may as well relax. (Melodie St. Ann Celestine w Whatever Works)

po latach oglądania każdego wieczora panoramy-informacji-faktów-wiadomości, nadszedł jakiś czas temu taki moment w moim życiu, kiedy postanowiłam zostać ignorantką. dwa tygodnie temu ze zdumieniem odkryłam, że nie wiem, kto jest marszałkiem sejmu (chociaż podejrzewałam). że nie mam pojęcia, co, kto, i gdzie. bo od jakichś dwóch lat nie interesuję się zupełnie. od roku nie mam telewizora.

zostanie ignorantką, w pewnych kwestiach oczywiście, ma swoje ogromne plusy. bardzo skutecznie chroni przed nawałem informacji i bodźców. pewnie, dużo czasu spędzam w internecie, nawet bardzo, ale rzeczy, o których nie chcę czytać, udaje mi się w większości przypadków ominąć. chyba po prostu sama siebie, w ramach ogólnej nauki samotroski, postanowiłam otoczyć informacyjną opieką.

gdzieś przeczytałam niedawno, że nie chodzi o to, żeby wiedzieć coraz więcej. w końcu mózg z wiekiem przyjmuje coraz mniej informacji, zwłaszcza na raz. grunt to wiedzieć, gdzie szukać. i w razie wu móc łatwo odnaleźć to, co głowie potrzebne.
trochę więc zaczęłam stosować tę zasadę w życiu. bo odkryłam, że pozwala uniknąć wiele całkiem niepotrzebnego stresu.

i nie zamierzam jakoś specjalnie zostać odludkiem, któremu jest wszystko jedno, co się wokół dzieje - bynajmniej. ale wszystko, co zadziało się w moim życiu na przestrzeni ostatnich kilku lat doprowadziło mnie do momentu, kiedy najbardziej zaczęłam się interesować tym, co dzieje się w moim własnym życiu. tym, które codziennie mnie otacza. w którym są prawdziwi ludzie, starzy, nowi, różni. w którym ważniejsze jest, żebym wiedziała o tym, co czuję, niż o tym, kto został kimś gdzieś. i powiem wam, że jest to całkiem ekscytujące. a stresów potrafi dostarczać jak cholera. ale jest też sto razy bardziej interesujące niż jakikolwiek program w telewizorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz