jako, że zostałam ostatnio królową trafnych spostrzeżeń, postanowiłam raczyć was od dzisiaj raz na jakiś czas takowymi.
mam teraz na przykład następujące trafne spostrzeżenie.
kolejną prawdę, która odkrywam w wieku lat dwudziestu dziewięciu.
a brzmi ona tak:
mam czas.
a raczej:
to, czy mam czas, i ile go mam, i na co go przeznaczam, zależy wyłącznie ode mnie.
(tak mocno uogólniając :D)
dobrze, może to trochę nie na miejscu, że stwierdzam to siedząc w domu na l4, i właściwie przez ostatni miesiąc będąc w pracy przez dni słownie trzy.
ale myślę tak już od jakiegoś, nomen omen, czasu.
są ludzie, którzy mówią ciągle "nie mam czasu". tłumacząc się w ten sposób z niewykonanych telefonów do znajomych, nieodwiedzonych przyjaciół, nie zrobienia czegoś dla siebie. ale czy nie jest to po prostu wymówka przed zatrzymaniem się i wykonaniem, całkiem sporego jednak, wysiłku? wysiłku polegającego na zapełnieniu tego czasu w wartościowy sposób. zamiast lecieć z biegiem wydarzeń, zdając się na to, co będzie. dla porządku tylko narzekając, że się czasu nie ma, nie robiąc jednak nic, by to zmienić. koniec końców trwoniąc to, co najwartościowsze, dosyć lekką ręką.
bo czy można sobie zrobić większą przyjemność, niż mieć trochę czasu dla siebie? i czy można dać komuś coś cenniejszego niż trochę własnego czasu?
kurczę, mnie to się aktualnie właśnie wydaje, że mimo wszystko dali nam całkiem sporo tego czasu. tylko, że on jest dość wymagający. a my, coraz bardziej, paradoksalnie, leniwi, choć tacy zapracowani.
to było trafne spostrzeżenie numer jakiś siedem powiedzmy.
ament.
no cóż. spostrzeżenie nr 7 - całkiem trafne.
OdpowiedzUsuń