czwartek, 3 stycznia 2008

wena jest albo jej nie ma

Ponieważ dzisiaj wena jest kingkonga, to postanowiłam się zmierzyć z Lechem Rochem Pawlakiem, zwanym Skorpionem, najlepszym rapperem polskim, jako, że twórczość jego jest zupełnie nową jakością wśród gatunków literackich, i tak opisać dzisiejszy dzień:

Ta historia wydarzyła się dzisiaj w czwartek,
Kiedy wcale nie byłam na nartach.
Chociaż zima dzisiaj przyszła,
A ja do urzędu dzisiaj wyszłam.
Zimno zimno, pies się nudzi
Wszystko idzie jak po grudzie.
Pani w okienku na mnie krzyczy,
Mówi do mnie jakieś rzeczy.
Ja jej mówię, proszę pani,
To jest wszystko jakieś do bani.
Pani mówi, nie ma mowy,
I nie było takiej umowy.
Ja się wkurwiam, i se idę.
I mam w dupie, ale przyjdę.
Idę robić inne rzeczy,
Chociaż wena mi nie skrzeczy.
Ale farbę na włosy kładę,
Względem tego, że mam na to radę.
Taki koniec tej historii
Choć nie słyszę euforii.
Mówię zatem dowidzenia.
Chociaż wcale to nic nie zmienia.
Wy mówicie do mnie pa,
A ja na to tralala.
Ale mówię wszystkim cześć,
Idę sobie placka zjeść.

Cholera, nieźle to wciąga, skończyć nie można. Ale ze względu na zakładane przeze mnie Wasze poczucie estetyki, postanowiłam skrócić ten eksperyment do minimum. No chyba nie udało mi się pobić naszego bohatera, ale przynajmniej próbowałam. :P

No to żeli papą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz