czwartek, 31 lipca 2008

kręci się też karuzela

się kręci



łomo

nie no broniłam się trochę przed tym łomem. bo wiedziałam, że się zajaram jak dziecko, jak w łapy dostanę. ale w tejcie kupiłam sobie taki jednorazowy, żółty, na okoliczność wystawy, za chwilę mam nadzieję będę mogła pokazać, co z tego wyszło. no i oczywiście się zajarałam jak dziecko, i to tak, że ten, a właściwie ta, musi być moja!
no bo powiedzcie sami, czy jakby wyobrazić sobie aparat idealny dla mnie, to nie wyglądałby właśnie tak? :)


środa, 30 lipca 2008

South Bank

czyli dosłownie południowy brzeg. Tamizy oczywiście. to kawałek Londynu, który chyba jednak lubię najbardziej. chociaż taki bardzo turystyczny miejscami. bo tam jest najwięcej. widać Big Bena. jest London Eye, Tate Modern, plaża, Royal Festival Hall, galeria Hayward, Oxo Tower, teatr The Globe i jeszcze więcej...
są na przykład leżaki przed księgarnią Foyles, na jednym z których ostatnio spożyłam sobie kanapkę i wypiłam kawę, zakupione w sąsiedniej kafeterii EAT. jest takie miejsce gdzie sprzedają używane książki i płyty porozkładane na długich stołach. i jest dużo ludzi, a to właśnie oznacza dużo fajnych kadrów.
strasznie lubię tamtędy spacerować. no i do mojego ulubionego mostu można dojść, który chwilowo zapomniałam, w którą jest stronę, ale mam pewne podejrzenia... ;) ale jakbym była na miejscu, to bym doszła, tylko wiecie, ta wyobraźnia przestrzenna...
no i trochę o tym South Banku chyba będzie, bo tam spędziłam większość soboty.
zacznę od tych, których tam jest najwięcej, czyli od występowaczy. bo tak jak u nas na Monciak, tak w Londynie chodzi się występować na South Bank (no i jeszcze na Covent Garden, ale tam akurat tym razem nie zawitałam).
i różne tam można spotkać postaci.
na przykład postaci kręcące:

kręcące hula hopem (a raczej hopami)


kręcące kołem od roweru


kręcące się na głowie

albo też przygotowujące się dopiero do kręcenia, czym - tego już nie widziałam...


kręci się w tym Londynie...

3 godziny 22 minuty i 130 zdjęć później

jak szłam do Tate, to pan na plaży nad Tamizą miał tak:


a jak wracałam, to miał tak:

ps

zapomniałam napisać, że a propos wystawy street artu, dostawało się mapę okolic Tate, miejsca w Londynie, które nazywa się Southwark i rozciąga się na południowym brzegu Tamizy, gdzie zostały jeszcze poczynione inne malunki na ścianach okolicznych budynków i można było sobie uczynić wycieczkę, której to nie omieszkałam sobie zafundować. choć z mapami to ja mam trochę na bakier czasem, ale dałam radę, bo chociaż mam ten bakier, to zadziwiająco zawsze daję radę, a i innych czasem udaje mi się do celu doprowadzić (tak tak, z moim w przestrzeni brakiem orientacji). w każdym razie malunki były jedne fajniejsze, inne mniej fajne, ale oprócz malunków podczas owej wycieczki napotkałam dwa szczury. chciałam im nawet zrobić zdjęcie, ale postanowiły schować się na mój widok pod opakowanie po czipsach, i nie chciały wyleźć, ewidentnie z mojego powodu. ale widziałam chyba pierwszy raz w życiu uliczne szczury prawdziwe.

wtorek, 29 lipca 2008

spod Tate

miało być, to jest. trochę się Tate zmieniła. kolorów nabrała. ulicznych.








jedno się nie zmieniło - pan siedzący z psem przy wejściu na Millennium Bridge. tylko do tej pory nikt nie celował do niego z olbrzymiej kamery...

lovely

Wracając do tej wystawy:


to były tam zdjęcia różne, i była między innymi taka seria zdjęć jednej pani, która postanowiła swojego "fully-automated" nikona potraktować jako broń przeciwko zaczepkom na ulicy. Mianowicie kiedy jakiś facet ją w jakikolwiek sposób zaczepił, odwracała się, wyciągała aparat i robiła mu zdjęcie. Oczywiście każdy reagował na początku pytaniem, czy jest z policji, ale, co ciekawe, większość z nich zaczynała pozować do tych zdjęć. No i bardzo fajna seria z tego wyszła. Szczerze mówiąc dużo bym w tej Anglii takich zdjęć mogła zrobić tym razem. Zwłaszcza temu panu, co mnie nazwał "lovely cunt"...
Tylko, że to akurat mogłaby być dosć niebezpieczna akcja.

poniedziałek, 28 lipca 2008

you tube*

to trzeba być trochę niespełna rozumu, żeby cieszyć się tym, że się jedzie w zatłoczonym, śmierdzącym metrze, i się jest zmęczoną, klejącą i spoconą, ma się zatkany nos, zapuchnięty ryj, mega ból głowy i jakąś tam wyższą temperaturę, jest się od jakichś siedemnastu godzin na nogach i zdążyło się już być w samolocie i w oxfordzie i milionie produktywnych mniej lub bardziej spotkań i na zaaajeeebistym curry (które zresztą mnie powaliło na kolana) i w pociągu dwie godziny i żar się leje z nieba i wszystko, i się jarzyć jak głupi do sera i nawet nie zakładać słuchawek na uszy bo się chce słyszeć to wycie pociągu po szynach i skrzypienie na zakrętach, i się pragnie wyłowić absolutnie każde dostępne w tym zatęchłym powietrzu słowo, każde zdanie, nawet to, skądinąd już całkiem dobrze znane, a jak się trochę przysłuchać tym słowom, to brzmiące dosyć złowieszczo, choć wypowiedziane charakterystycznym, miłym dla ucha kobiecym głosem: "This train terminates at Morden."




(miało być o czym innym, o Tate miało być, ale mi się te wątki tak majtają i ten jeden mi się tak właśnie odmajtał na teraz)

*tu następuje tak zwana gra słów, nawet taka potrójna, jak ktoś odgadnie, to i tak nagrody żadnej nie ma, jak zwykle

been exhibited in Tate Modern

nieskromnie powiem, że będzie co oglądać. bo dwa dni w Londynie starczą mi teraz na conajmniej dwa tygodnie audycji. i za każdym razem, również nieskromnie powiem, mam wrażenie, że jest więcej do oglądania.

i nie wiem od czego zacząć, ale chyba zacznę od kultury. co robiłam na wystawie fotografii?
fotografie!
które za troszkę później będą jednak.

najpierw wyjaśnienie tytułu - przy okazji wystawy fotografii Street or Studio można było przez flickr.com wysłać dwa swoje zdjęcia, z których zostanie wybranych 100, a z nich wydrukowana książka. no i wszystkie wysłane zdjęcia były wyświetlane w Tate na ekranie. oczywiście wysłałam i ja. i chociaż nie zobaczyłam swoich, bo wszystkich zdjęć było parę tysięcy, to ktoś może akurat spojrzał na ekran, kiedy się wyświetlały. anyways, co by nie mówić, zostały wyświetlone w Tate Modern. w Londynie. tym w Anglii...


guess i'll start with a postcard then


didn't wanna come back.

środa, 23 lipca 2008

jezu, chyba oszaleję

to chyba jest już całkowicie jasne, gdzie pójdę najsampierw

http://www.tate.org.uk/modern/exhibitions/streetandstudio/

http://www.tate.org.uk/modern/exhibitions/streetart/default.shtm

urlop na żądanie


Co prawda z katarem i stanem podgorączkowym, ale nie widać...

eureka

odkurzenie laptopa odkurzaczem okazało się mega dobrym pomysłem
wszystko działa, nawet alt
coż za komfort pisania...

* po napisaniu czego, siedząc na tarasie z kawą, wylałam ową kawę na rzeczonego laptopa wyświetlacz...
no surprises...

ktoś nie widział tego filmu?

Christian Slater, Patricia Arquette, Dennis Hopper, Val Kilmer, Gary Oldman, Brad Pitt, Christopher Walken, Samuel L. Jackson...
i popcorn
i łzy w oczach

wtorek, 22 lipca 2008

got me off the ventilator

need to see if my lungs are fit for breathing
on my own
intensive care's over - so far so good

a teraz idę pocić choróbsko

poniedziałek, 21 lipca 2008

translate server error

postanowiłam wrzucić wczorajsze motto, zachęcona opiniami z pewnego forum, że śmieszno i straszno, do googlowskiego translatora

www.google.pl/translate_t

i tak wyszło

Typografia jest piękne grupę listów, a nie grupa pięknych listów.

to mogę w zasadzie uznać za motto na dzisiaj

how does that sound for a plan?

dobra, mam już plan na weekend
będę poszukiwać banksy'ego w londku
w ogóle, poszukiwać będę
no chyba, że złapie mnie ta angina, co mi się czai w gardle

niedziela, 20 lipca 2008

proszsz, w gdyni też można

Więc okazało się, że w tym mieście (fak, teraz mi się psuje alt i spacja) można też tak całkiem po europejsku. I chociaż to naprawdę niewiele w porównaniu z tym, co będę miała na wyciągnięcie ręki już w przyszły weekend (tak, tak, pracownik się wycwanił i wyzdajał CAŁY WEEKEND W LONDYNIE!!), to i tak szacun, panie (doktorze) Szczurek. Tak trzymać.
A jako motto na dziś, zdanie, które przeczytałam na ścianie jednego z kontenerów:
Typography is a beautiful group of letters, not a group of beautiful letters. - Steve Byers






fidzia stajl

No więc skoro koty na innych blogach mogą pisać, to czemu nie psy?
Więc piszę.
Pani miała tam porobić jakieś zdjęcia, że tam jakieś graffiti malują, czy jak to tam się nazywa, że jakieś śmietniki, telewizory i inne takie pryskają z jakichś puszek, kot wie po co.
No ale coś nie dała rady z tymi zdjęciami, więc ja za to pokażę o wiele bardziej ciekawe wydarzenie, czyli nasz niedzielny spacer nad morzem. Prawda, że fajna zabawa?





i don't know what 2 say

so i'm not saying it

piątek, 18 lipca 2008

mam to

Psują się mi literki w laptopie.
"m" się mi psuje. A na "m" mam milion. Ważne rzeczy są na "m". Mówię.
"t" mi się psuje. Na "t" chyba trochę tego nie ma tyle... Ale są i takie tematy, co na "t" też. Oj też takie są, tak.
I tabulator mi się psuje. Co mi tylko przeszkadza w stosowaniu mojego ulubionego (nie wiedzieć w ogóle czemu) skrótu z altem.

czwartek, 17 lipca 2008

pani w drogim samochodzie

przejechała pani mnie by
(nomen omen blondynka, a raczej blondyna)
na przejściu przejechała mnie by
bo przejścia nie wiem, nie zauważyła, zamyśliła się (chyba nie), zagapiła w lusterko na zmarszczki, zapomniała, jak wygląda przejście dla pieszych, albo zapomniała, że się zwalnia przed przejściem dla pieszych, zwłaszcza, jak pieszych już na nim jest, za połową jego w dodatku,
albo mąż oprócz drogiego samochodu kupił jej też prawo jazdy, i po prostu nie wiedziała
że się pieszych nie przejeżdża zwykle
no naprawdę nie wiem (rozkłada ręce w bezradnym geście blondynka pieszych)
już trochę dość mam tych samochodów w tym tygodniu

WOW factor

got one?

środa, 16 lipca 2008

twardzielka

right?

londyńskie dylematy

Fabryka wysyła pracownika (samego!) na małą chwilę na Wyspy, pracownik już kombinuje, jak to zrobić, żeby zahaczyć o stolicę i jak najwięcej jej wchłonąć do siebie. No bo jak pracownik ma kilka godzin w tym Londku, no to jak się ma zdecydować, co tu robić?

Czy pójść sobie po prostu nad Tamizą poszwendać się?


Czy może, jak nad Tamizą, to do Tate wejść od razu, chociaż na tę chwilę?


Czy pójść poleżeć na trawie w Hyde Parku?


Czy raczej uderzyć gdzieś na zakupy? Na Covent Garden, na ten przykład? Albo Soho?




Czy może zrobić to co zawsze, czyli poodwiedzać księgarnie na Charing Cross Road, a zwłaszcza Bordersa, w którym pójść do Starbucksa na kawę ze świeżo zakupionymi książkami?

Czy może po prostu wsiąść sobie do metra i pojeździć?


Pójść na Oxford Street?

Na Camden pojechać?

Co robić, co robić?

wtorek, 15 lipca 2008

wstyd, panie karnowski

a ja chciałam być oficjalną obywatelką pana miasta...

late again



http://pl.youtube.com/watch?v=Mnm4M8rnVdE&feature=related

sobota, 12 lipca 2008

just one more

this one goes out to my wife



http://pl.youtube.com/watch?v=PFp4SEItmJE

zamiast wycia - o szczekaniu

Podczas spacerów zez psem odkryłam ostatnio, skąd się biorą różnice w słowach dźwiękonaśladowczych dźwiękonaśladujących szczekanie, w różnych językach. Właściwie w polskim i angielskim, bo na reszcie to się tak nie znam.

Kiedy przechodzę z Fidzią po naszej ulicy, to odzywają się wszystkie psy w okolicy, a trochę ich jest (takie ma powodzenie). I na przykład taki wilczur szczeka normalnie, hau hau, po polsku. A po drugiej stronie ulicy za płotem skacze jeden taki strasznie agresywny beagle, któremu Figa potrafi tak odszczekać, że jestem w szoku. W każdym razie beagle ów, który jak wiadomo jest psem popularnym na Wyspach, szczeka w dwojaki sposób, i to naprawdę – albo łuf łuf (czyli woof woof), albo bauuau (czyli bow wow). Jednym słowem więc szczeka on po angielsku.

Koty natomiast miauczą podobnie w obu językach, gdyż wszystkie koty najwidoczniej miaucząc wydają ten sam dźwięk.

Czyli wniosek z tego taki, że te słowa zależą od ras psów, które występują w danym kraju. Za to ciekawe, skąd te psy tak inaczej szczekają… Ale to już chyba inna historia, na której ja się już zupełnie nie znam.


lepiej tak




http://pl.youtube.com/watch?v=M7RIXwk4xfU

piątek, 11 lipca 2008

poszukujemy młodych ludzi

do pracy w kebabie

czyżby krył się za tym czarek mończyk?

czwartek, 10 lipca 2008

co by tu z tymi włosami zrobić?

jak żyć?

tyle tych pytań...


środa, 9 lipca 2008

bieda bieda, nie ma zdjęć żadnych

a wszyscy robią,
wszędzie robią,
robią zawsze