dziękuję panu boru, że stworzył piłkę tenisową.
nie, nie zaczęłam grać w tenisa.
jak się okazuje, mój pies, ten sam co zamówił tę zimę (teraz jestem tego pewna), bardzo pokochał piłkę tenisową, chociaż w ogóle się tego nie spodziewałam. ale sama chyba zorientowała się, że czas się odchudzić - kiedy wróciłam dzisiaj do domu, była pochłonięta czytaniem tabeli kalorii z wyborczej. to chyba jakiś taki ogólny trend wiosenny - w końcu zbliża się sezon bikini.
najpierw więc, za namową pani, wypróbowała jedną piłkę znalezioną w lesie, a dzisiaj ma już piękną żarówiastą nówkesztuke z prawdziwego wielkiego sklepu sportowego. no dobra, po pierwszym spacerze jest jak psu z gardła. ale za to podskakuje najlepiej na świecie.
dzisiaj więc jesteśmy obie szczęśliwe z powodu posiadania piłki tenisowej, a ja aktualnie uważam ją za najwspanialszy wynalazek świata. nigdy jeszcze żaden przedmiot tak długotrwale psa nie zajął. (oprócz tych, które tak ją zajęły, że zniknęły w czarnych czeluściach uzębionej paszczy.)
6,20, a tyle radości. ;)
Fajnie jest wpuscic psa lubiacego pilki na kort tenisowy :)
OdpowiedzUsuńMówiłem! ;)
OdpowiedzUsuń