figa ma taką ulubioną zabawę. zabawa to w "łap wiewiórę". polega na wypatrywaniu wiewiór w różnych miejscach
i gonieniu ich, a potem stawaniu na tylnych łapach z przednimi na pniu drzewa, kiedy kolejny raz wiewióry nie uda się złapać.
niestety w dziwnym lesie występuje niedobór wiewiór. jest tam wiele różnych stworzeń, przedmiotów, czasem jakaś klawiatura wśród liści się skryje, czasem jakaś część garderoby, mniej lub bardziej wierzchniej.
ale wiewióry coś rzadko się pokazują.
dlatego też zabawa w "łap wiewiórę" ostatnio zostaje zastępowana zabawą w "łap kraczydło".
jest to nawet bardziej interaktywna zabawa, bo kraczydła biorą w niej całkiem aktywny udział. polega to na tym, że wiadomo, najpierw pies goni kraczydło, kraczydło zrywa się
z ziemi i z trzepotem skrzydeł oraz darciem dzioba, bardziej znanym jako kraczenie, odlatuje.
ale często jest tak, że odlatuje tylko kawałek dalej, po czym zwraca się do psa, i przeraźliwym darciem dzioba kolejnym ewidentnie psa prowokuje. czasem potrafi nawet specjalnie przelecieć jeszcze psu nad głową, oczywiście cały czas kracząc, i wylądować kawałeczek dalej, czekając, aż pies kolejny raz kraczydło pogoni.
a psu w to mi graj. śmieszna to zabawa.
czasem też zlatują się ziomy kraczydła i z drzew w dół na psa łypią i wtórują złowieszczym kraczeniem. wtedy zaczyna się robić całkiem strasznawo nawet.
dzisiaj właśnie było tak strasznawo w lesie. padał deszcz, mgła spowijała nieoliścione drzewa tak, że całkiem niewiele było widać (słońca nie było widać dzisiaj nigdy, i morza nie widać też, bo i horyzontu jakby nie ma).
a na gałęziach siedziało, i z jednych na drugie z trzepotem skrzydeł się przemieszczało, mnóstwo kraczących kraczydeł.
(po tym, jak ostatnio zostałam, brzydko mówiąc, przez jedno kraczydło osrana, bardzo się pilnuję, żeby żadne się nade mną nie znalazło)
i było tak całkiem, jak się mawia w języku obcym, spooky.
a była godzina 14.
ale bardzo mnie się ten spacer podobał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz