poniedziałek, 1 września 2008

fitness

Lot z prędkością dużą na końcu smyczy przez pół banditen strasse - pozbycie się chociaż części kalorii z ciasta.
Próba stawiania oporu znajdującemu się na drugim końcu smyczy ładunkowi wybuchowemu - wzmocnienie mięśni ramion i klatki piersiowej.
Uśmiech na pysku psa, kiedy po trzynastu godzinach zrobił wreszcie kupę - bezcenny.
Radość pląsającego w wieczornych, oświetlonych latarniami, granatowych falach z białymi grzywami, wyżej wymienionego psa (widziałam meduzę!) - jeszcze bardziej nie-do-ocenienia.
Euforia, w którą przeradza się nagle owa radość, objawiająca się osaczeniem pani, ujadaniem oraz wymuszaniem kontaktu fizycznego przez z impetem uderzanie łapami, znajdującymi się na końcu trzydziestopięciokilowego rozpędzonego ciała, o mniej lub bardziej delikatne miejsca na ciele pani, próbującej umknąć przed owymi łapami - hmmm, to mogę sprzedać za jakąś promocyjną cenę...

Jeszcze tylko należy w to wliczyć wyczesanie z psa jakiejś siaty sierści energicznymi ruchami ramion, przejście się w tę i z powrotem (z powrotem widziałam przez okno, zaglądające do baru Hotelu Nadmorskiego, aktora, tego, no wiecie, papieża, Wojtyłę, jak mu tam było...), uzupełnienie zawartości worka na śmieci, oryginalnie znajdującego się w kuchni, jego zawartością rozsypaną po całym tarasie... i porcja codziennego fitnessu zaliczona.

I już nie mam siły zamienić pięknych czerwono-żółto-zielono-pomarańczowych warzyw, które zakupiłam w moim ulubionym warzywnym miejscu w kurorcie, w obiad, jaki ambitnie postanowiłam sobie przygotować na jutro. Będą musiały poczekać. Ja za to, zmieniwszy mokrą koszulkę na suchą, popatrzę sobie na Hugh Laurie'go.

P.S. Ale się musiałam przecinków nawstawiać. To przez to, że zachciało mi się dzisiaj tych zdań wielokrotnie złożonych, po polsku...

2 komentarze:

  1. No przecinki na razie są... jak długo..?

    OdpowiedzUsuń
  2. no co ty, przecież tyle się natrudziłam, to teraz nie będę ich usuwać...

    OdpowiedzUsuń