niedziela, 7 września 2008

człowiek z blizną


Niby już mi nie przeszkadza, że jest.
Niby tak się do niej przyzwyczaiłam przez te 14 lat, że o niej nie pamiętam.
Niby już nie wstydzę się podawać ręki na przywitanie. Nie chodzę całe lato w długim rękawie. Nie jest mi głupio pomalować sobie paznokci. Nie wydaje mi się, że mam na czole napisane "Tak, mam bliznę na prawej dłoni, tak, byłam tam..."
Niby nie zauważam, jak czyjś wzrok, nieznajomych i znajomych, w eskaemce, w sklepie, podczas rozmowy, mimowolnie zafiksowuje się na niej (nieprawda, zawsze zauważam).
Niby nie jest to już pierwsza rzecz, o którą jestem pytana... (Chyba, że u lekarza - nie ważne, czy okulista, czy laryngolog, czy ginekolog, zawsze pada pytanie, skąd (czasem w postaci "Co, oblałam się wrzątkiem jak byłam mała?), i z reguły komentarz brzmi "Tak, miałam wtedy dyżur w akademii, pamiętam..." albo "Mojej siostry koleżanki córka też tam była, pamiętam...". I każdy lekarz jakoś dziwnie usiłuje przekuć to na swoje doświadczenie, jakby chciał na siłę uczestniczyć w tym, co ja bym i z chęcią mu oddała, naprawdę.)
Niby tak naprawdę zapomniałam, skąd ją mam, niby już jej z niczym nie kojarzę.
Podobno dodaje mi jakiejś historii..
Na pewno moja prawa dłoń nigdy nie zestarzeje się tak samo, jak lewa...

3 komentarze:

  1. yyy ale po co to uwywnetrznienie?

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm, zastanówmy się - może dlatego, że na moim blogu po prostu "uwywnętrzniam się", już nawet od jakiegoś czasu...

    OdpowiedzUsuń