poniedziałek, 7 grudnia 2009

vintage inn

w kurorcie, ciemna brama prowadzi z monciaka na ciemne podwórko. na końcu ciemnego podwórka pali się światło w witrynie. wewnątrz, na środku niewielkiego pomieszczenia, leży kupa ciuchów, a naokoło na wieszakach wisi ich jeszcze więcej. są tam wypasione płaszcze nietoperze, sukienki balowe, skórzane kurtki w niespotykanych kolorach, marynarki z dziwnych materiałów, bluzki o niezwykłych fasonach, paski, torebki o najróżniejszych kształtach, na półkach stoją buty, leżą bransoletki i pierścionki, i różne dziwne, kolorowe przedmioty, różowa popielniczka na nóżce. wszystko, rzecz jasna, używane. i wszystko, jak głosi nazwa tego miejsca, wyjątkowe. dwie ładne i fajnie ubrane panie spod sterty ubrań na środku przepraszają za bałagan, ale nie wiedzą już gdzie maja upchnąć te ciuchy, a na pytanie zadane zza dwóch kurtek na wieszakach "a gdzie mogłabym się poprzebierać" odpowiadają "a w przebieralni" i jedna zapalając najpierw światło, prowadzi w dół po żółtych schodach, na których końcu, za zasłonką, jest przebieralnia, w której jest mniej więcej tak:



musowo w kolorze.
dupa oszalała, doszczętnie. i chociaż nie kupiła ani czarnego płaszczyka nietoperza, ani ortalionowej kurtki w turkusowo-czarne paski, bo okazały się za duże, i została w swoim jednak ukochanym brudnożółtym (z coraz większym udziałem brudno) płaszczyku, na odchodnym powiedziała paniom, że zdecydowanie będzie tu zaglądać.
ciągle.

6 komentarzy: