w kurorcie, ciemna brama prowadzi z monciaka na ciemne podwórko. na końcu ciemnego podwórka pali się światło w witrynie. wewnątrz, na środku niewielkiego pomieszczenia, leży kupa ciuchów, a naokoło na wieszakach wisi ich jeszcze więcej. są tam wypasione płaszcze nietoperze, sukienki balowe, skórzane kurtki w niespotykanych kolorach, marynarki z dziwnych materiałów, bluzki o niezwykłych fasonach, paski, torebki o najróżniejszych kształtach, na półkach stoją buty, leżą bransoletki i pierścionki, i różne dziwne, kolorowe przedmioty, różowa popielniczka na nóżce. wszystko, rzecz jasna, używane. i wszystko, jak głosi nazwa tego miejsca, wyjątkowe. dwie ładne i fajnie ubrane panie spod sterty ubrań na środku przepraszają za bałagan, ale nie wiedzą już gdzie maja upchnąć te ciuchy, a na pytanie zadane zza dwóch kurtek na wieszakach "a gdzie mogłabym się poprzebierać" odpowiadają "a w przebieralni" i jedna zapalając najpierw światło, prowadzi w dół po żółtych schodach, na których końcu, za zasłonką, jest przebieralnia, w której jest mniej więcej tak:
musowo w kolorze.
dupa oszalała, doszczętnie. i chociaż nie kupiła ani czarnego płaszczyka nietoperza, ani ortalionowej kurtki w turkusowo-czarne paski, bo okazały się za duże, i została w swoim jednak ukochanym brudnożółtym (z coraz większym udziałem brudno) płaszczyku, na odchodnym powiedziała paniom, że zdecydowanie będzie tu zaglądać.
ciągle.
Jakim cudem nie byłaś tam wcześniej!?
OdpowiedzUsuńno po prostu, nie byłam.
OdpowiedzUsuńTylko szkoda że nic nie kupiłaś, byłby dobry łup z kurortu ;).
OdpowiedzUsuńa te nogi tam co?
OdpowiedzUsuńa nic, stojo.
OdpowiedzUsuńjak to nogi.
OdpowiedzUsuń