wtorek, 29 grudnia 2009

syndrom bookarni

jedna ręka, będąca w posiadaniu długiej łyżeczki, na której spoczywają, wyjęte uprzednio z dna kieliszka z grzanym winem, migdały i rodzynki, zamiera w połowie drogi ust, kiedy druga ręka już sięga w stronę kolejnej książki, na której grzbiecie tym razem zatrzymał się wytężony wzrok, co rusz błądzący po półkach za sprawą pary rozbieganych we wszystkich kierunkach, błyszczących niczym w gorączce, ni to zielonych, ni to szarych, ni to niebieskich oczu.

ot, odwieczny problem z koordynacją lewej i prawej. :)

2 komentarze:

  1. Ale chyba w końcu wyszłaś z pustymi rencyma? Czy którąś kupilaś?

    OdpowiedzUsuń
  2. własnie z pustymi pustymi, ale one się mają jeszcze czym zająć, oj mają.

    OdpowiedzUsuń