myślę sobie, jaki chciałabym, żeby był ten rok. na samym jego początku nie mając żadnych planów, żadnych postanowień noworocznych. żadnej listy do odhaczania. żadnego rzucania, zaczynania, kończenia. (a przepraszam, oprócz jednego postanowienia dosyć pilnego - spłacić minusa)
ale wiem, czego bym chciała.
żeby ten rok wreszcie miał 365 dni. 52 tygodnie. 12 miesięcy. żeby nie było w nim żadnych dziur, żadnych utrat pamięci, żadnych urwanych filmów. żeby każda doba miała 24 godziny. i żeby nie umknęła mi żadna z nich.
żeby nie uciekła mi żadna literka z kartki, żadne słowo z klawiatury, żaden dźwięk, żaden bit, żaden obraz. żaden kolor. żadna igiełka mrozu na policzku. żadna strużka potu na plecach. żadna wymiana spojrzeń, słów, myśli.
żadne nic.
tak, to chyba moje postanowienie noworoczne. ułożyć te puzzle w jedną ładną, mądrą, całą i jednak uśmiechniętą blondynkę.
a potem, to nie wiem co.
w każdym razie do roboty trzeba zabrać się już.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz