Przyjechawszy do Łodzi, zmierzając na rowerach z dworca ku gościnnemu domostwu, się zatrzymałyśmy na chwilę tak sobie przy Piotrkowskiej w momencie kiedy, jak się potem okazało, jedna z największych legend nowojorskiego graffiti (o czym to wtedy akurat w tym dwuosobowym składzie nie wiedziały my, bo i wrzut taki niepozorny raczej bym powiedziała, a my nie zakumałyśmy wpierw, że to o ten oldschool właśnie chodzi w tym wszystkim, ale dowiedziały się my o tym jak tylko Żona zobaczyła zdjęcie na wyświetlaczu chwilę później) skończyła obmalowywać ścianę. Działo się to w ramach Outline Colour Festiwal i wyglądało tak:
Katon, Goukakyu no jutsu.
OdpowiedzUsuńE gwiazda nie gwiazda to słabe toto jest. Już Lido lepsze.
OdpowiedzUsuńto pierwsze to szmira total, juz wole ten prl. Na stoczni w gdansku duzo ciekawiej sie dzieje
OdpowiedzUsuńnie no obiektywnie jest to slabe, ale chodzi o czlowieka legende, ktory byl jednym z pierwszych wrzuty robiacych, a wizualnie to tam bylo duzo wiecej, trzeba pojechac i zobaczyc, lodz od stoczni jednak wieksza, i roznorodniejsza
OdpowiedzUsuńczlowiek legenda... byl jednym z pierwszych, czy jednym z pierwszych, ktory zostal zauwazony? I jak on sie w ogole zwal?
OdpowiedzUsuńtak sobie przypomnialem
OdpowiedzUsuńhttp://www.blkmrktgallery.com/
bosz, a to tylko chodziło o to, że fajne zdjęcie wyszło przypadkiem, jak zwykle...
OdpowiedzUsuńi nie wiem po co zaraz ta negacja, to naprawdę dla mnie jest strasznie fajne, że se tak kogoś takiego przypadkiem, na rowerze przyhaczyłam, w Łodzi,
a koleś się nazywa Cope2