poniedziałek, 9 czerwca 2008

łódzki street art

Przyjechawszy do Łodzi, zmierzając na rowerach z dworca ku gościnnemu domostwu, się zatrzymałyśmy na chwilę tak sobie przy Piotrkowskiej w momencie kiedy, jak się potem okazało, jedna z największych legend nowojorskiego graffiti (o czym to wtedy akurat w tym dwuosobowym składzie nie wiedziały my, bo i wrzut taki niepozorny raczej bym powiedziała, a my nie zakumałyśmy wpierw, że to o ten oldschool właśnie chodzi w tym wszystkim, ale dowiedziały się my o tym jak tylko Żona zobaczyła zdjęcie na wyświetlaczu chwilę później) skończyła obmalowywać ścianę. Działo się to w ramach Outline Colour Festiwal i wyglądało tak:


A dla przeciwwagi, inne malowidło jeszcze przedstawiam z łódzkich ulic, też z roweru wypatrzone (muszę jeszcze popracować nad opanowaniem sztuki robienia zdjęć z roweru bez szkody dla aparatu, a zwłaszcza obiektywu), jeszcze bardziej oldschoolowe.

7 komentarzy:

  1. E gwiazda nie gwiazda to słabe toto jest. Już Lido lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. to pierwsze to szmira total, juz wole ten prl. Na stoczni w gdansku duzo ciekawiej sie dzieje

    OdpowiedzUsuń
  3. nie no obiektywnie jest to slabe, ale chodzi o czlowieka legende, ktory byl jednym z pierwszych wrzuty robiacych, a wizualnie to tam bylo duzo wiecej, trzeba pojechac i zobaczyc, lodz od stoczni jednak wieksza, i roznorodniejsza

    OdpowiedzUsuń
  4. czlowiek legenda... byl jednym z pierwszych, czy jednym z pierwszych, ktory zostal zauwazony? I jak on sie w ogole zwal?

    OdpowiedzUsuń
  5. tak sobie przypomnialem
    http://www.blkmrktgallery.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. bosz, a to tylko chodziło o to, że fajne zdjęcie wyszło przypadkiem, jak zwykle...
    i nie wiem po co zaraz ta negacja, to naprawdę dla mnie jest strasznie fajne, że se tak kogoś takiego przypadkiem, na rowerze przyhaczyłam, w Łodzi,
    a koleś się nazywa Cope2

    OdpowiedzUsuń