środa, 27 stycznia 2010

pani K

dziwny tydzień. nie mam czasu nawet się ponudzić. z pracowego biurka straszy mnie niewypełniona obiegówka. konieczność wyzbierania tych wszystkich pieczątek i podpisów do piątku powoduje, że ogarnia mnie wręcz paniczny nerw.
zbliża się czas na oddanie kompa, komórki, telefonu stacjonarnego, pikacza, karty do ładnej przychodni i tej, ledwo wykorzystanej, na fitness. zaległych, jak się okazuje, pieniążków z delegacji z 2008 roku. myszki i, jak się dzisiaj przyjrzałam za sprawą jednego życzliwego, potwornie brudnej klawiatury.
przeglądając wstępnie dobytek zgromadzony przez pięć lat w kartonach, znalazłam między innymi: plan sztokholmu, cztery (!) "zaginione" od jakichś dwóch lat co najmniej, pojemniki na obiad (szczęśliwie bez obiadu), herbatę na odchudzanie, którą piłam, kiedy ważyłam 10 kilo więcej (ale nie, to nie ona pomogła). to tylko wstępnie, w piątek może znajdę jeszcze więcej.

całkiem wielki kawał życia. całkiem edukacyjny. w co najmniej kilku znaczeniach tego słowa.

a teraz lepiej zabiorę się za słowa właśnie, które już na mnie w pliczku grzecznie czekają, aż się nimi w końcu zajmę.
tylko najpierw podrapię nadstawiającego mi prosto pod nos swój wielki, śmierdzący psem łeb, psa.

jeszcze tylko dwa dni i się wyśpię.

6 komentarzy:

  1. zadziwiające jakie rzeczy człowiek chomikuje...
    i ile wspomnień w każdej tej "zgubie"...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tak, wspomnienia unoszą się już i kręcą w oku jeszcze niewidoczne łzy, które w piątek, chcąc czy nie chcąc, i tak polecą strumieniem, kiedy przyjdzie się żegnać z najważniejszymi - z ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
  3. pińć będzie - bez kilku tygodni.

    OdpowiedzUsuń
  4. życzliwość mam na drugie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. hehe, aż strach pomyśleć, jak masz na pierwsze - jestem skłonna uwierzyć, że to, pod którym cię znam, to tylko przykrywka, pod publiczkę ;)

    OdpowiedzUsuń