wtorek, 3 lutego 2009

aromaterapia

uwielbiam zapach jedzenia, które ładnie pachnie. zapach, którym wręcz chce się przesiąknąć.

w sklepie z żywnością z różnych stron świata w galerii bandyckiej jest taki zapach. zapach, który sprawia, że mogłabym tam po prostu stać i wąchać. a dzisiaj wyczułam w nim nutkę zapachu, którego nie czułam od prawie już roku. był to zapach seulu. do dzisiaj nie potrafię nazwać, czego konkretnie to zapach. i prawie chciałam zapytać w sklepie, ale jak miałam nakierować panią sprzedającą na ten właśnie zapach, wśród mieszaniny zapachów tajskich, indyjskich, japońskich, meksykańskich? "o, a to to, co to, co tak pachnie po koreańsku?"

uwielbiam, kiedy po gotowaniu nie ma się od razu ochoty wietrzyć całego mieszkania. uwielbiam, kiedy chce się ten zapach zatrzymać na dłużej.
tak właśnie pachnie powietrze, które teraz usilnie wciągam w nozdrza, siedząc na kanapie z laptopem na kolanach.
ryżem basmati, szafranem, kardamonem.

3 komentarze: