poniedziałek, 26 lipca 2010

gotuje się

w poniedziałek idę do nowej pracy. na stanowisko, którego nazwy moja mama kompletnie nie rozumie. ba, ona nawet nie do końca umie sobie wyobrazić, co ja będę robić.
a będę pisać bloga. i siedzieć na facebooku. i mówić po angielsku. i jeszcze milion innych rzeczy.

do tego czasu siedzę i piszę o kolekcji jesienno-zimowej, zajadając się oliwkami. zjadłam już cały słoik.
doczekałam czasów, kiedy płacą mi za pisanie. i chcą płacić dalej.

ale to nie wszystko.

od poniedziałku będę mieszkała w najfajniejszym miejscu w gdyni. u boku najfajniejszego człowieka na świecie.
dzisiaj jestem znów pewna, że wtedy, przed dworcem, to była dobra odpowiedź.

i już teraz na pewno będę się upierać, że jak się ma trzydzieści lat, to jest najlepiej.

chociaż zapowiada się, że nadchodzące doby będą miały zdecydowanie za mało godzin.

well, the time is now.

3 komentarze:

  1. brzmi świetnie! pozostaje pogratulować i życzyć powodzenia! we wszystkim :)
    i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję Ivt, i pozdrawiam też!

    OdpowiedzUsuń
  3. Denique respondisti. Ama amareque. Vale.

    OdpowiedzUsuń