- czarnowidzenie czysto finansowe, okresowo i naprzemiennie poskramiane oraz rozpasywane do granic przyzwoitości. prowadzi do lęku przed utratą samowystarczalności oraz niemożnością pójścia do fryzjera.
- czarnowidzenie spowodowane niedzielnym odkryciem podczas przyglądania się odbiciu czeluści mojej jamy ustnej, że moje migdałki zaatakował nie kto inny jak niejaki blob, tym razem w wersji biało-żółtej. prowadzi do lęku przed utratą mojej misternie budowanej przez ostatnie cztery miesiące odporności na skutek zupełnie przeze mnie nie kwestionowanej i pozadyskusyjnej konieczności przyjęcia antybiotyku, spowodowanej z kolei lękiem przed rozprzestrzenieniem się bloba w inne rejony organizmu.
- czarnowidzenie spowodowane psem, a konkretniej powtarzającym się i postępującym uszkadzaniem ludzi przez psa, które zaczęło również skutkować wymiernymi kosztami finansowymi. prowadzi do lęku, że pies pouszkadza wszystkich ludzi w okolicy a następnie puści swoją panią z pustymi torbami po psiej karmie.
- i jeszcze kleszcze. całkowite i nieopanowane czarnowidzenie kleszczowe, które prowadzi do paniki, fobii i przerażenia, kiedy pies wyłania się z chaszczy cały pokryty różnym robactwem, a ja jestem przekonana, że wszystko to są kleszcze i przecież jak ja je mam wszystkie wyciągnąć z tej sierści. a w domu potem one się wszystkie porozłażą z tego psa na następne kilkanaście lat swojego krwiożerczego żywota (tak, wiem już ile żyją kleszcze), sprzedając mi w międzyczasie setki nieuleczalnych chorób. tu postanawiam trochę lęk zniwelować natychmiastowym zakupem na allegro sprawdzonych już antykleszczowych kropelek.
uff, to w sumie wszystko.
antidotum na czarnowidzenie jest kolorowidzenie. kolorowidzenie powstaje na skutek patrzenia przez plastikowe oko, którego to patrzenia rezultat zostaje utrwalony na materiale światłoczułym, a następnie wywołany nie w tej chemii, co trzeba. nie szkodzi, że materiał światłoczuły jak zwykle prześwietlony na brzegach. (i tu został udowodniony szowinizm pana z labu, bo tym razem, kiedy kładłam na ladzie trzy źle zwinięte rolki, towarzyszył mi ć, który oprócz tego, że jest stałym klientem labu, jest też mężczyzną, a pan, owszem, poczynił uwagę na temat naświetlenia materiału, ale w jakże innym stylu i z jakimżże uśmiechem i dowcipem na ustach).
a na materiale światłoczułym, różne mniej lub bardziej znane wam persony, w mniej lub bardziej kompromitujących okolicznościach przyrody i wieczoru. pies też jest.
więc jeśli wy z równą niecierpliwością, co ja, chcielibyście ów rezultat zobaczyć, proponuję zmasowany atak telepatyczny na ć i jego skaner. tylko musi być naprawdę zmasowany, w końcu jest mundial...
* * *
"a poza tym wszystko dobrze?", pyta pan tadeusz, spotkany przeze mnie na porannym spacerze z psem.
"wszystko dobrze.", odpowiadam, uśmiechając się do pana tadeusza.
poza tym, wszystko dobrze.
:)
"wszystko dobrze.", odpowiadam, uśmiechając się do pana tadeusza.
poza tym, wszystko dobrze.
:)
No no, przez ten Mundial to ja wogle w jakimś niedoczasie jestem.
OdpowiedzUsuńno ale skaner pika, wiedziałam, ze to się da jakoś pogodzić, a mundial to tylko wymówka... :P
OdpowiedzUsuńTylko wiesz, te mistrzostwa bywają zaskakujące, odwracasz na chwilę głowę a tu Szwajcaria wygrywa z Hiszpanią...
OdpowiedzUsuńtaaa słyszałam, ale zostało mi to tak wytłumaczone, że w ogóle nie wydaje mi się to zaskakujące...
OdpowiedzUsuńHiszpanie tak się zmęczyli strzelając Polsce 6 goli tydzień temu, że na Szwajcarów nie starczyło sił?
OdpowiedzUsuńhehe, myślę, że akurat to raczej ich za bardzo nie zmęczyło.
OdpowiedzUsuń