środa, 16 czerwca 2010

plastikowe oko opaczności

powodów mojego czarnowidzenia jest co najmniej kilka. wśród nich znajdują się poniższe:

- czarnowidzenie czysto finansowe, okresowo i naprzemiennie poskramiane oraz rozpasywane do granic przyzwoitości. prowadzi do lęku przed utratą samowystarczalności oraz niemożnością pójścia do fryzjera.

- czarnowidzenie spowodowane niedzielnym odkryciem podczas przyglądania się odbiciu czeluści mojej jamy ustnej, że moje migdałki zaatakował nie kto inny jak niejaki blob, tym razem w wersji biało-żółtej. prowadzi do lęku przed utratą mojej misternie budowanej przez ostatnie cztery miesiące odporności na skutek zupełnie przeze mnie nie kwestionowanej i pozadyskusyjnej konieczności przyjęcia antybiotyku, spowodowanej z kolei lękiem przed rozprzestrzenieniem się bloba w inne rejony organizmu.

- czarnowidzenie spowodowane psem, a konkretniej powtarzającym się i postępującym uszkadzaniem ludzi przez psa, które zaczęło również skutkować wymiernymi kosztami finansowymi. prowadzi do lęku, że pies pouszkadza wszystkich ludzi w okolicy a następnie puści swoją panią z pustymi torbami po psiej karmie.

- i jeszcze kleszcze. całkowite i nieopanowane czarnowidzenie kleszczowe, które prowadzi do paniki, fobii i przerażenia, kiedy pies wyłania się z chaszczy cały pokryty różnym robactwem, a ja jestem przekonana, że wszystko to są kleszcze i przecież jak ja je mam wszystkie wyciągnąć z tej sierści. a w domu potem one się wszystkie porozłażą z tego psa na następne kilkanaście lat swojego krwiożerczego żywota (tak, wiem już ile żyją kleszcze), sprzedając mi w międzyczasie setki nieuleczalnych chorób. tu postanawiam trochę lęk zniwelować natychmiastowym zakupem na allegro sprawdzonych już antykleszczowych kropelek.

uff, to w sumie wszystko.

antidotum na czarnowidzenie jest kolorowidzenie. kolorowidzenie powstaje na skutek patrzenia przez plastikowe oko, którego to patrzenia rezultat zostaje utrwalony na materiale światłoczułym, a następnie wywołany nie w tej chemii, co trzeba. nie szkodzi, że materiał światłoczuły jak zwykle prześwietlony na brzegach. (i tu został udowodniony szowinizm pana z labu, bo tym razem, kiedy kładłam na ladzie trzy źle zwinięte rolki, towarzyszył mi ć, który oprócz tego, że jest stałym klientem labu, jest też mężczyzną, a pan, owszem, poczynił uwagę na temat naświetlenia materiału, ale w jakże innym stylu i z jakimżże uśmiechem i dowcipem na ustach).
a na materiale światłoczułym, różne mniej lub bardziej znane wam persony, w mniej lub bardziej kompromitujących okolicznościach przyrody i wieczoru. pies też jest.
więc jeśli wy z równą niecierpliwością, co ja, chcielibyście ów rezultat zobaczyć, proponuję zmasowany atak telepatyczny na ć i jego skaner. tylko musi być naprawdę zmasowany, w końcu jest mundial...

* * *

"a poza tym wszystko dobrze?", pyta pan tadeusz, spotkany przeze mnie na porannym spacerze z psem.
"wszystko dobrze.", odpowiadam, uśmiechając się do pana tadeusza.

poza tym, wszystko dobrze.
:)

6 komentarzy:

  1. No no, przez ten Mundial to ja wogle w jakimś niedoczasie jestem.

    OdpowiedzUsuń
  2. no ale skaner pika, wiedziałam, ze to się da jakoś pogodzić, a mundial to tylko wymówka... :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko wiesz, te mistrzostwa bywają zaskakujące, odwracasz na chwilę głowę a tu Szwajcaria wygrywa z Hiszpanią...

    OdpowiedzUsuń
  4. taaa słyszałam, ale zostało mi to tak wytłumaczone, że w ogóle nie wydaje mi się to zaskakujące...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hiszpanie tak się zmęczyli strzelając Polsce 6 goli tydzień temu, że na Szwajcarów nie starczyło sił?

    OdpowiedzUsuń
  6. hehe, myślę, że akurat to raczej ich za bardzo nie zmęczyło.

    OdpowiedzUsuń