puszczają mi nerwy i grzeję jak piec martenowski.
ot, wyjątkowo bad case of pms. co na szczęście oznacza, że wrócę do pionu. chociaż... wyobraźcie sobie, że po czterech słoneczno-leniwych dniach długiego weekendu, przyszedł poniedziałek i właśnie zaczęła się burza.
hmm, właściwie właśnie się kończy.
co całkiem jest mi na rękę, bo jednak muszę się spionować i psa wyprowadzić. pies, też mi na rękę, póki co nie wykazuje wielkiego entuzjazmu.
co to się dzieje w tym życiu, to czasem nie ogarniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz