od deszczu falują mi się włosy.
i chyba nawet całkiem lubię moknąć. mój pies też nie ma nic przeciwko.
bo właśnie, mój pies nauczył się nowej komendy, jak zwykle przez przypadek. kiedy wypowiadam słowo "kagańczyk" (niestety, mam tak jakoś, ten zwyczaj niedobry, mówienia do mojego psa samymi zdrobnieniami, chyba nie da się już tego odkręcić. z innych zdrobniałych haseł jest na przykład "pokaż oczka", po którym pies robi natychmiast odwrót na posłanie, ponieważ w jej kierunku zbliża się pani z chusteczką w ręku, z niecnym zamiarem wytarcia śpiochów z psich oczu.), posłusznie nadstawia pysk przed wyjściem na spacer. bo tak, po ostatnich wydarzeniach od kilku dni wyprowadzam figę w kagańcu. i w związku z tym zauważyłam u siebie znaczny spadek poziomu stresu na spacerach.
muszę tylko przestać zapominać o ściąganiu kagańca zaraz po przyjściu do domu. bo dzisiaj figa jasno dała mi do zrozumienia, że wtedy to ona go zje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz