środa, 5 maja 2010

drogi pamiętniku

ostatnie dni zostawiły mi w głowie pełno obrazków.
ciekawe, czy gdybym ich nie zapisała, to bym o nich zapomniała.

o tym, jak jechaliśmy zapełnionym samochodem w kierunku natury, a kierowca sprzeczał się z pasażerem-kierowcą (czy raczej odwrotnie). a figa wyzierała z bagażnika na drogę.

o tym, jak już dojechaliśmy, i świeciło słońce i śpiewały ptaki.

jak jedliśmy różne rzeczy z grilla a ja odmówiłam spróbowania kaszanki, a potem jedliśmy jeszcze znowu, i znowu, i nie przestawaliśmy jeść, i ziemniaki z kominka i coś z czymś, o czym nie powiem, dopóki dż nie opatentuje.

o tym, jak czailiśmy się na ławeczce, aż się zwolni pomost, i potem siedzieliśmy na pomoście, dż, znany z oswajania istot żywych i martwych, oswoił żuka i nadał mu imię johnny, a potem, jak na marketingowca przystało, wymyślił jeszcze "cmentarz stokrotka". i rozmawialiśmy o dziwnych nazwach kin. a na ławeczce nad jeziorem zmieniały się tylko pary, w pełnym przekroju wiekowym. i pani na oko w okolicach sześćdziesiątki machała na ławeczce nogami, a pan nonszalancko się o ławeczkę opierał tuż obok.

i o tym jak figa na chwilę zniknęła wśród grillujących, po czym wyłoniła się z krzaków ze świeżo upieczonym kurczaczym skrzydełkiem w pysku, zwiniętym wprost z czyjegoś grilla.

o tym, jak poszliśmy na wieczorny oniryczny mikro spacer, a na mokradłach odbywały się bocianie gody, i w zapadającym zmroku powietrze przeszywał bociani śpiew, a dż z m stali zawinięci w koc. i że właśnie przeczytałam, że bociany prawie w ogóle nie wydają dźwięków, z powodu specyficznie zbudowanej krtani. więc w sumie to nie wiadomo do końca, o co chodziło.

o tym, jak te same dźwięki usłyszałam, budząc się o brzasku, patrząc przez okno w to białe, zimne światło godziny samobójców, z ociężałym brzuchem próbując wpasować moje nogi w to miejsce, które w swojej szczodrości zostawiły mi nogi k.

i o tym, jak w poniedziałek, kiedy jedliśmy już w domu na spóźnione śniadanie o 14 jajecznicę z pomidorem, w radio leciała audycja z piosenkami o miłości.

no ale w końcu po to jest pamiętnik, żeby w nim pisać.
zwłaszcza, jeśli nie do końca dba się o swoje szare komórki.


3 komentarze:

  1. no wiec drogi pamiętniku to mega fajny weekend był, a już niedługo następny ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kompletnie nie pamiętałem tego żuka i cmentarza "stokrotka", ale czekałem na Twojego posta, bo wiedziałem, że Ty wydobędziesz te historie najlepiej z nas wszystkich. Bo masz taki dar do obserwacji szczegółów właśnie i tak mi się wydaje, że to w Tobie lubię najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  3. oj rany julek, jak to nie pamiętasz johnny'ego?? (hmmm, ciekawe, czy wyrażenie "rany julek" ma coś wspólnego z jakimiś stygmatami...)

    a z tym obserwowaniem, to wiesz, ja sobie robię takie zdjęcia w głowie, i potem je wywołuję za pomocą słów. :) tak już mi ta głowa działa. chociaż coraz częściej muszę sobie zapisywać w notesiku, bo głowa już też trochę zużyta.

    OdpowiedzUsuń