od kilku tygodni w poniedziałkowe późne popołudnia, kiedy to zawsze przechodzę tunelem pod kurortowymi torami, przyglądałam się rozwieszonemu za straganem z serwetami, obrusami, i innymi, kocu. kocu z wielkim na środku tygrysem na tle zielonej dżungli. kocu (...kocowi?) tandetnemu, z cienkiego szmatławego pseudopolaru, za 22 złote.
za każdym razem przechodząc tunelem wpatrywałam się w tego tygrysa i na chwilę zwalniałam kroku, zahipnotyzowana jakby, wahając się, czy się nie zatrzymać.
od dzisiaj w kurortowym tunelu nie wisi już koc z tygrysem w dżungli.
w tygrysa właśnie się owinęłam na kanapie.
a w dzień będzie dumnie patrzył z jej oparcia.
Strasznie mnie ten wpis uradował. Wyobrażam sobie wyraz zadowolenia na Twojej twarzy jak wychodziłaś z tego tunelu z foliowa torbą w ręku.
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, trzyma w napięciu do końca. Tylko foto potrzebne. I nie tam w czerni i bieli.
he, właśnie dokładnie wychodziłam z tego tunelu z foliową siatką w ręku. i wyrazem na twarzy. :)
OdpowiedzUsuńdawa foto koca
OdpowiedzUsuńno dobra, dobra, byłam za zmęczona, żeby zrobić foto koca, ale widzę, że muszę. tylko obawiam się, że ono nigdy nie będzie tak spektakularne, jak ten tygrys rozpięty na ścianie tego tunelu....
OdpowiedzUsuń