obraziłam wczoraj pana kierowcę gdańskiego autobusu, najwyraźniej.
ośmieliłam się chcieć kupić bilet.
normalny, za trzy złote.
bo w autobusach i innych środkach komunikacji, mam zwyczaj zawsze bilet kasować.
co więcej, na tym-czymś, gdzie kładzie się pieniądze, ośmieliłam się położyć banknot dziesięciozłotowy (nie wiem, był trochę zwinięty, no dobra, nie wyprostowałam go jak należy)
może to go uraziło.
wziął tę dychę do ręki, spojrzał z pogardą i z tą samą pogardą (i przysięgam, że sobie jej nie wymyśliłam, a może to było obrzydzenie, nie wiem już sama) rzucił tę dychę z powrotem na to-coś, gdzie się kładzie pieniądze. następnie, z równie ostentacyjną pogardą, i ewidentnym wkurwem, rzucił mi na to samo to-coś bilet za trzy złote, świeżo urwany z bloczka biletów trzyzłotowych. następnie, rzucając jeszcze raz okiem na zmiętą dychę, która wpadła gdzieś pomiędzy to-coś a drzwiczki od kabiny, i najwyraźniej mu to nie przeszkadzało, co, jak sądzę, miało być też jakiegoś rodzaju przekazem dla mnie, zaczął wybierać najdrobniejsze monety jakie mógł ze swojego monetowego podajnika, żeby wydać mi siedem złotych reszty jak największą ilością bilonu.
i tym samym, jak rozumiem, dać mi nauczkę, na jaką najwidoczniej sobie zasłużyłam.
no cóż, pozbierałam sumiennie wszystkie monety z tego-czegoś (zaliczając jeszcze jedno wzgardliwe spojrzenie pana kierowcy, znaczy zaliczyła je moja ręka, kiedy upuściła jedną dwudziestogroszówkę, bo pan kierowca nigdy na mnie spojrzeć nie raczył), głośno, wyraźnie, i z wrodzoną mi jednak uprzejmością dla obcych, powiedziałam "dziękuję bardzo", i oddaliłam się wgłąb autobusu w celu skasowania biletu.
(chociaż, myślę sobie, mogłam równie dobrze powiedzieć "przepraszam, że przeszkodziłam".
a najlepiej: "a wsadź se pan ten bilet".)
Miałem taką samą prawie historię, ale.. rozumiem trochę Pana Kierowcę, gdybym miał spędzać cały dzień na trójmiejskich ulicach, od rana do wieczora, wbijać się w korki w które nikt cię nie chce wpuścić choć powinien, lawirować pomiędzy dziurami, próbując zmieścić się w rozkładzie jazdy, i jeszcze robić za sprzedawcę... też bym się wściekł. Kiedy nie chciał mi za dychę sprzedać biletu, powiedziałem sobie cicho: cmoknij się, ale od tego czasu mam zawsze odliczoną kwotę.
OdpowiedzUsuńnie no ja rozumiem wkurw, frustrację, stanie w korkach i w ogóle, ale od pewnego czasu nie rozumiem, dlaczego obarczać tym wkurwem i frustracją bogu ducha winnych pasażerów, którzy chcą tylko kupić bilet (a założę się, że gdybym zaczęła wygrzebywać z portfela monety, żeby ustukać tę trójkę, co pewnie udałoby mi się po trzech przystankach, pan kierowca nie potraktowałby inaczej).
OdpowiedzUsuńej, ale tak naprawdę powiedziałeś, cmoknij się? ;D
OdpowiedzUsuńGorzej! Pojechałem na gapę! (no wiem nie mieści się w etosie)
OdpowiedzUsuńkoles sie wkurwil, bo pewnie ma dosc takich leniwych bab co to im sie nawet nie chce poszukac 3 zlotych w portfelu :P
OdpowiedzUsuńkoleś był wkurwiony już od razu jak poprosiłam o bilet (właśnie, poprosiłam, bo ja naprawdę jestem uprzejma)
OdpowiedzUsuń