wtorek, 26 maja 2009

nice day, wasn't it?

ze wszystkich festiwali na świecie, na które chciałabym pojechać, najbardziej marzył mi się zawsze jeden. dzisiaj przypomniał mi o nim jeden newsletter, co go dostałam na skrzynkę mailową, który obwieścił, że oto właśnie ogłoszono line-up na glastonbury.
zawsze marzyłam, żeby pojechać na glasto. glasto, którego rzeczony line-up, rozpisany na 10 scen, się po prostu nie kończy. na który bilety są niemalże reglamentowane, i trzeba być ogromnym szczęśliwcem, żeby stać się jednego posiadaczem, i trzeba to zrobić wiele miesięcy wcześniej.
glasto, które jest tak ogromne, że w 2007 roku trzeba było zrobić rok przerwy, żeby ziemia na farmie, która zawsze gości przedsięwzięcie, mogła się zregenerować.
na którym można usłyszeć i największe gwiazdy z mtv, i te znane z klubów, i właściwie chyba każdy rodzaj muzyki. gdzie można natknąć się na kate moss spacerującą w błocie w kaloszach, albo nie umytą amy winehouse. przez który przez trzy dni weekendu przewija się ponad 150,000 ludzi. i na który trzeba wysupłać jedyne 150 funtów.

postanowiłam sobie, że kiedyś (chociaż jeszcze nie w tym roku) spełnię to marzenie, i na glasto pojadę. a tu wszystko oczywiście opiszę. :)

tymczasem, z dedykacją dla j, w zasadzie chyba jednak jednogłośna zwyciężczyni ostatniego plebiscytu przeprowadzonego na komunikatorze internetowym na linii gdynia-krk, p.t. "jaka jest twoja ulubiona piosenka radiohead".
z glasto oczywiście.


1 komentarz: