a dzisiaj będzie o... szamponach ;]
tak, tak, nie przecierajcie oczu, przecież nie od dzisiaj wiadomo, że dupy lubią rozmawiać o kosmetykach. nie tam o sztuce albo jakimś egzystencjalizmie. o szamponach.
ale do rzeczy.
od dawien dawna jestem fanką marki herbal essences. ale nie w tej wersji, która do tej pory była dostępna w polsce. a w tej, w jakiej od jakiegoś czasu istnieje, a jakże, w uk.
www.herbal-essences.co.uk
jak zobaczycie tę stronę, to chyba będziecie wiedzieć, dlaczego tak bardzo mi się podoba. bo ja to jestem dokładnie w tak zwanym targecie tej marki. bo do mnie trafiają - super kolorowe, ładnie zaprojektowane opakowania, apetyczne listy składników, oszałamiające zapachy i, przede wszystkim, nazwy i opisy produktów. bo o tekstowej warstwie tego wizerunku chciałam z wami porozmawiać. (ha, a już przez chwilę myśleliście, że będę opowiadać, jak to super rozczesują się włosy po użyciu odżywki do włosów farbowanych? :)
z niecierpliwością czekałam, kiedy clairol zdecyduje się wprowadzić tę odsłonę herbal essences do polski. i z całych sił zazdrościłam tym, którzy zajmą się przełożeniem tej marki na nasz język ojczysty. bo sobie wymarzyłam to jakoś wyjątkowo bardzo.
jakież więc było moje zaskoczenie, kiedy w popularnej sieci drogerii samoobsługowych znalazłam na półkach bodajże pięć rodzajów szamponów i odżywek herbal essences. niestety nie zapamiętałam wszystkich nazw polskich, a w internecie nie ma nawet strony jeszcze, więc to chyba świeża bardzo sprawa (dziwi mnie bardzo, że nowe produkty weszły na półki bez jakiejkolwiek kampanii - chociaż telewizora to ja za bardzo nie oglądam więc może coś przeoczyłam. ale w internecie jeszcze nic znaleźć nie sposób).
zakupiłam sobie więc odżywkę do włosów farbowanych, z oryginalnej serii "ignite my colour", w polskiej wersji "niech kolor będzie z Tobą".
zapamiętałam też, że seria nawilżająca, zwąca się "hello hydration", występuje jako "nawilżenie po brzegi" (hmmm...)
nie miałam ze sobą mojego małego nieodzownego notesika,więc resztę muszę iść sprawdzić, bo nie pamiętam, jak nazywa się seria "uplifting volume", czy "dazzling shine". najbardziej mnie ciekawi, pod jaką nazwą wystąpi seria przeciwłupieżowa "no flakin' way" ;)
skoro nic o tym jeszcze nie słychać, to może to jakaś na razie próba rynku? (zwróćcie uwagę, jak przedstawiona jest zmiana oblicza marki na stronie brytyjskiej www.herbalessences.co.uk/transition/)
w każdym razie, na pewno będę się bacznie przyglądać. bo strasznie mnie kręcą te szampony...
p.s. a propos włosów, to jak przechodzę obok apteki na samym dole świętojańskiej, to zza szyby uśmiecha się do mnie ronaldo. :0
Seductively straight?!
OdpowiedzUsuńTo nie Clairol, to Procter&Gamble, brrr. Ładne. Wróżkowe takie, czy coś, magiczne, te opisy. Wyzwaniem bedzie dla copirajtera skopiować te opisy na polski język. Ale opakowania chyba poprzednie mi się bardziej podobały. A jesli chodzi o reklamę w tivi, to pamietam tylko jedna tej marki, o pani, ktora doznawała orgazmu pod prysznicem aplikujac sobie szampony w starych butelkach na głowe. :-D
OdpowiedzUsuńah, bo to clairol jest marką procter
OdpowiedzUsuń&gamble, jak już prawie wszystko... a mnie zdecydowanie podobają się bardziej te nowe opakowania, ale mówiłam, że ja to jestem idealny target :)