Poleciałabym gdzieś sobie samolotem. Posiedziała na lotnisku. Popatrzyła na chmury od góry (o boże! Co za banał, nie moge).
Zdjęła buty, wyjęła wszystko z kieszeni, założyła buty z powrotem. Schowała bagaż podręczny do górnej szafki lub pod fotel przed sobą. Odetkała zatkane uszy przy starcie kilkakrotnie przełykając ślinę. Odchyliła fotel do tyłu, podniosła żaluzję i nawet poczuła to takie w brzuchu jak samolot w końcu przestaje się wznosić. Posłuchała pilota, co mówił ostatnio „Actually we are reaching Berlin” (załóżmy, nie pamiętam dokładnie co to było za miasto), co oznaczało oczywiście, że obecnie zbliżamy się do Berlina. Pan pilot chyba przeczytał kiedyś mój niepedagogiczny żart i niestety oto efekt, którego tak się obawiałam.
Jakiś nowy jetlag pobrała.
Bym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz