środa, 5 marca 2008

dinner

Dobra, dzisiaj dinner wyglądał jak mianowicie poniżej. Mam juz jednego korejskiego fana, bo dowiedziałam się od innego takiego, że ten mianowicie fan powiedział, że jestem "cute" i "beautiful" i się bardzo zawstydził ten fan, jak ten ów inny taki mi to powiedział. (A wcześniej na innym dinnerze również usłyszałam, że wyglądam jak Meg Ryan. :D Ale ja i tak mam teorię, że po prostu jestem blondynką.) I ogólnie było grubo na dinnerze, bo było męskie towarzystwo, za wyjątkiem mnie, i panowie uczyli się wymawiać Kah-ro-li-nah, hehe, a jak tylko wyszłam to restroomu, jak tu mówią po amerykańsku oczywiście, to zaraz Pawłowi chcieli załatwiać rozrywkę, i kto wie, jakby się skończyło, gdyby mnie nie było w owym towarzystwie. Także.. nie jest łatwo, ale jako western woman daję sobie nieźle radę. A dinner wyglądał tak (podobnie wyglądały zresztą poprzednie dinnery):





To już coraz bardziej jest my Seoul. Żal go zostawiać.

7 komentarzy:

  1. Nie no załamka! Jaka western woman! Mega diner a Ty w dresie!?

    OdpowiedzUsuń
  2. ojojoj, a to czerwone i to mięso to co to to?

    OdpowiedzUsuń
  3. A jakie ładne chłopaki, fiu, fiu ... A ktory to absztyfikant? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiadam w kolejności zgłoszeń:
    Po pierwszę, to nie był to mega biznesowy jakiś diner tylko normalna kolacja po pracy, co prawie codziennie taką mamy i można przyjść nawet w dresie, jeżeli w pracy się w dresie było!
    To czerwone to kimchi własnie, a to mięso to się nazywa "libs" (czyli "ribs", u know, że żebra)
    A absztyfikant to normalnie w pracy siedzi w pokoju za szybą od nas i chyba dzisiaj w robocie się spali ze wstydu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Aha, jeszcze co do stroju dinerowego, Ćwir to pewnie liczył na przydymione oko, co? ;)I mini? Tylko jak ja bym wtedy tam po tym turecku usiadła ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  6. No ależ oczywiście że obiecałam, na wszystko przyjdzie czas...

    OdpowiedzUsuń