no to (w miarę) po krótce i (nie bardzo) po kolei.
pierwsze wrażenie po spacerze od dworca keleti (do którego doturlaliśmy się po 9 godzinach przewracania się w kuszetce bez zmrużenia oka, trzęsąc się z zimna od najwyraźniej zepsutej klimy, w głowie mając tylko mieszaninę polsko-słowacko-węgierskich głosów słyszanych przez mgłę z megafonów na kolejno mijanych stacjach) do naszej kwatery na rakoczi utca - to wyraźny powiew minionej epoki.
zniszczone kamienice pełne przeróżnych dziwnych sklepów i zakładów, z szyldami pamiętającymi już sporo. czerwone trolejbusy z harmonijkowymi drzwiami, takie, jakie jeździły w gdyni, kiedy byłam dzieckiem. takie same autobusy (w końcu jesteśmy w ojczyźnie ikarusa).
ludzie ubrani całkiem zwyczajnie, może z lekkim nalotem minionych dekad, wręcz brak jakichkolwiek stylizacji przykuwających specjalnie wzrok (i całkowity brak lansu i hipsterstwa też ;). no ale stwierdzam ostrożnie, że może jesteśmy w takiej dzielnicy. (później jednak nadal brak lansu. a może po prostu jest to lans najzwyczajniej nienarzucający się - co jest zdecydowanym plusem tego miasta).
wszechobecne lumpy - na ławeczkach, pod mostami i pomnikami. i lumpeksy (tego drugiego domyślamy się, jak tylko rozszyfrowujemy, że słowo "ruha" ma coś wspólnego z ubraniami).
no właśnie. i ten język. niepodobny do niczego innego, co widziałam. powoli próbuję przypasować powtarzające się słowa do kontekstu, jak puzzle w układance. łapać melodię (k wychodzi to świetnie, ale mamy pewne podejrzenia, że on mógł się wziąć gdzieś z okolicznej rumunii). pamiętając, że "sz" czyta się jak "s" i odwrotnie. (choć w końcu nie jestem dzisiaj wcale pewna, jak czyta się "szexshop"). fascynuje mnie ten język. i skąd on się w ogóle wziął w tym miejscu na świecie?
mijając niechlubne relikty przeszłości po drodze
powoli jednak dochodziliśmy do wniosku, że dalej jest już tylko lepiej.
pięknie jest w budapeszcie. to miasto monumentalne, a takie uwielbiam.
wszystko jest tu imponujące.
wielke kamienice, z których każda jest inna. warto, spacerując ulicami, zadzierać głowę do góry, bo można zobaczyć tam całkiem niesamowite rzeczy. i warto zapuszczać się w uliczki i podwórka.
(tak wyglądała kamienica, w której mieszkaliśmy, w dawnej dzielnicy żydowskiej, tuż obok synagogi.)
majestatyczne wzgórza, z których rozpościera się niesamowity widok:
wzgórze gellerta, na którym dumnie króluje nad miastem pomnik wolności,
z którego miasta pilnuje sam święty gellert, męczennik, który, jak głosi legenda, zginął zrzucony w beczce do dunaju,
i z którego można popatrzeć na most elżbiety.
(nie weszłam na sam szczyt, bo po nieprzespanej nocy i całkowitym nieprzygotowaniu do ogromu zwiedzania, jakie popełniliśmy pierwszego dnia w totalnym skwarze, skończyło się najzwyklejszym odwodnieniem. i tak, ja skapitulowałam i odmówiłam współpracy, kiedy już byliśmy prawie na szczycie, a k dzielnie wspiął się do końca i zdobył dla mnie upragnioną butelkę zimnej nestea).
i wzgórze zamkowe, na którym, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się zamek. na które można wjechać starym wagonikiem kolejki i zrobić sobie prawdziwie wakacyjne zdjęcie.
długie mosty, dumnie przecinające szeroki, nie tak wcale modry dunaj, z których najpiękniejszy jest chyba, pięknie oświetlony nocą, tak zwany most łańcuchowy. prowadzi właśnie na wzgórze zamkowe, a strzegą go potężne, kamienne lwy, które podobno nie mają języków.
piękny budynek parlamentu nad samym dunajem, który tak bardzo przypomina mi ten nad tamizą.
i wiele innych miejsc - bogata historia miasta sprawia, że jest tu tyle do oglądania, że trzeba by napisać przewodnik, żeby o wszystkim wspomnieć.
są pozostałości po romańskich ruinach, secesyjne budowle i liczne kąpieliska termalne, w których spędza się spokojnie pół dnia, mocząc się kolejno w gorących i chłodnych basenach. i w których starsi panowie godzinami grają w szachy.
(należę do osób nielubiących basenów - ale po prostu chyba nie wiedziałam do tej pory, jaka to może być frajda).
bardzo modna i turystyczna ulica vaci i jeszcze modniejszy bulwar andrassy'ego pełen najdroższych butików światowych projektantów. na którym można też znaleźć niechlubny dowód najnowszej historii węgier - kamienicę dobrze pamiętającą czasy faszyzmu a potem komunizmu, w której mieści się teraz "dom terroru". niesamowite, bardzo pouczające muzeum, gdzie nie raz człowiekowi przechodzą ciarki po plecach.
i jeszcze rewitalizowana dzielnica żydowska, pełna knajpek w podwórkach (jedno z naszych najfajniejszych odkryć). i zielona wyspa małgorzaty, na której można się wyciszyć, pobiegać, pojeździć na rowerze, zjeść langosza, znowu się pomoczyć w basenach i posiedzieć przy wielkiej fontannie muzycznej.
i zabawna, historyczna linia metra, pierwsza na kontynencie europejskim, której stacje wyłożone są drewnem i kafelkami a sygnały dźwiękowe odgrywane na każdej z nich wywołują uśmiech na twarzy.
i największa w budapeszcie hala targowa, na której można się obkupić w lokalne specjały, zjeść langosza z chyba wszystkim, co przyjdzie do głowy. i kiszkę wątrobową. i gulasz z kluseczkami.
no i właśnie. jedzenie. i picie. pyszna do kwadratu erós pista czyli ostro-słona pasta paprykowa, której przywieźliśmy cztery słoiki.
zupa rybna i gulaszowa. wspomniane langosze, które są chyba najniezdrowszą rzeczą na świecie.
węgierska kiełbasa. i papryka, papryka, papryka. wszystko zapijane szprycerem. (i jeszcze moim prywatnym odkryciem czyli schweppsem limonkowo-cytrynowo-miętowym, który smakuje, jakby ktoś do niego włożył listki prawdziwej, świeżej mięty. wielka szkoda, że nie można go kupić w polsce.)
i tak dalej, i tak dalej... i jeszcze dalej.
to miasto po prostu trzeba odwiedzić i tyle. ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że pragę bije na głowę - chociaż do tej też chętnie bym jeszcze wróciła po latach i zweryfikowała. tym bardziej po dzisiejszej dyskusji na ten temat z państwem o-o, którą odbyliśmy podczas sąsiedzkiej wyprawy na bulwar.
może to dlatego, że budapeszt, z racji tego, że powstał z trzech miast - budy, pesztu i óbudy - nie ma jednego centrum. to miasto rozległe i różnorodne. a przy tym nie ma się wrażenia zbyt dużego zagęszczenia turysty na metrze kwadratowym, choć tych znowu nie brakuje. ale budapesztańska przestrzeń po prostu nie pozwala na wrażenie ciasnoty.
no i te termy...
w budapeszcie zdarliśmy podeszwy, zlaliśmy się potem i opaliliśmy niczym na wycieczce w tunezji. wróciliśmy, czując w kościach i na spalonych ramionach, że to były prawdziwe wakacje.
zauważyłam też po raz kolejny, odkrytą już w tym roku w mieście, którego nie ma, pewną tendencję własną. że kiedy robię zdjęcia, to zamieniam się w obserwatora. a kiedy chłonę to, co jest wokół, to nie chce mi się zupełnie ich robić. a nawet nosić ze sobą aparatu.
czego potem oczywiście żałuję nie raz, nie dwa. ;)
no ale umówmy się, targanie aparatu w 35-stopniowym upale to żadna przyjemność. a przecież o przyjemność właśnie chodziło.
dlatego też, ostatniego, jak zwykle w budapeszcie ciepłego wieczora, usiedliśmy z butelką wina na ławeczce nad dunajem i naświetlaliśmy sobie w głowach ten piękny obraz, nastawieni na baaardzo długi czas ekspozycji. dzięki temu, świetnie zachowaliśmy go w pamięci.
no i całe szczęście, że człowiek nosi ze sobą telefon. :)
Ruha to o ile pamiętam sklep, "Angol extra ruha" - długo krążyło w internecie , podobnie jak cipesz - czyli szewc. Zaiste dziwny to kraj gdzie psa zwą kutia:))) a policja to rendorseg - kto by na to wpadł???
OdpowiedzUsuńUwielbiam Węgry, i węgierską kuchnię. Najpiękniejsze baseny termalne widziałam w dzielnicy Miszkolca - Tapolcy - znajdowały się w jaskiniach. Cudowne miejsce. :))) Zazdroszczę wycieczki.
A! Z moją koleżanką z Węgier ustaliłyśmy, że istnieje jedno wspólne słowo dla naszych języków - k****.
veni vidi vici i przyznaje rację miasto miszczowskie jak żadne inne ;) akurat przelewała sie przez nie fala tropiklanych upałów typu 41 na blacie. ale nic to, bylo przepieknie. czekam na inne propozycje bo widac ze gusta w tym kontekscie podobne ;)
OdpowiedzUsuńpzdr
k
w budapeszcie najwyraźniej pogoda nie zawodzi (w końcu wspomniane 35 stopni przeżywaliśmy tam na początku września) :) u mnie następny w kolejce paryż, a potem, kto wie, kolejka długa. :)
OdpowiedzUsuń