ten wyjazd to był strzał w dziesiątkę. jedenaście dni słońca, upałów i nareszcie prawdziwego lata, którego bardzo w tym roku brakowało.
nie za krótko, nie za długo, lecz w sam raz.
taka bomba słoneczno-endorfinowa, dzięki której porządnie naładowaliśmy baterie. i odpoczynek dla głowy od wszystkich zmartwień, jakie się ostatnio nagromadziły.
wakacyjne menu z trzech miast okazało się idealnie dobrane. najpierw solidna, gorąca i mocno muzyczna przystawka z katowickich ukropów. potem monumentalne, treściwe i pyszne danie główne w budapeszcie. a na koniec - spontaniczny i lekki deser czyli weekend w warszawie. najedliśmy się, nie przejadając. wróciliśmy wypoczęci, opaleni do czerwoności i pełni dobrych wspomnień.
ze spokojną głową idę jutro do pracy.
no właśnie. o składnikach, smakach i zapachach już w kolejnych razach, bo czas udać się na spoczynek. zwłaszcza, że na ostatniej prostej powrót nie obył się bez perypetii.
dobrej nocy zatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz