nie było mnie tu dwa lata, a zmieniło się co niemiara.
okazało się, że londyn miał dla mnie kilka niespodzianek. nie wszystkie z nich były miłe.
takie jak ta, że moja ulubiona wielka księgarnia na charing cross, obowiązkowy punkt każdego pobytu w mieście, którego nie ma, jest teraz tk maxxem.
no i ta, że camden pochłonęło mój najulubieńszy szmatnik, który swego czasu przywiozłam z berlina.
ale po kolei.
oprócz księgarni, zniknął dali. normalnie, nie ma go. na poniższym obrazku dokładnie widać, jak go nie ma.
jest za to wielka mewa.
a southbank zamienił się w angielską miejscowość nadmorską.
na southbanku pojawił się też słomiany lis. lis na miarę londyńskich możliwości.
a na czwartym cokole na trafalgar square tym razem stoi statek nelsona, nabity w butelkę.
nad tamizą powstaje za to najwyższy w londynie budynek - the shard.
w ogóle londyn to teraz jeden wielki plac budowy - miasto się zmienia w przygotowaniu na olimpiadę, chwilowo stając się labiryntem budowlanych ogrodzeń.
ale to wciąż ten londyn, który uwielbiam. wielkie miasto, w którym dusznym metrem można podróżować między różnymi światami.
wieloma kompletnie różnymi światami.
nie zrobiłam tym razem wielu zdjęć - jak zresztą podejrzewałam. a poza tym k mnie skutecznie wyręczył. no a ja - robiłam głównie zdjęcia k.
oboje zresztą bardzo się zmęczyliśmy.
bo nachodziliśmy się jak nigdy.
byliśmy na koncercie twin shadowa, który wyglądał jak milion dolarów, co widać na przykład tu.
i zrobił fajne show, co widać i słychać na przykład tu:
a jako, że latem przyjedzie na off festival do polski, polecam sprawdzić na własne oczy i uszy.
i odwiedziliśmy wystawę miro, którą również z całego serca polecam, jeśli wasze drogi tego lata prowadzą do londynu.
i... i...
jedliśmy najpyszniejsze falafle na świecie, do których pan wkładał gałązkę świeżej mięty. na poniższym zdjęciu jestem w trakcie konsumpcji. jest to jednocześnie ostatnie zdjęcie mojego szmatnika, który na zawsze został w mieście, którego nie ma.
chociaż, na pewno zaopiekował się nim jakiś camdenowy żul, i kto wie, gdzie jeszcze zajedzie.
ech.
ważne, że baterie naładowane. wyjątkowo intensywnie.
dlatego to pewnie jeszcze nie wszystko.
a na razie, zostawiam was z zagadką.
Blue?
OdpowiedzUsuńLondyn to co prawda nie moje ulubione miasto bo preferuję sielskość -angielskość ale odświezyłam sobie z przyjemnością. :)
a szmatnik to Ci spad z ty torby, Misiu?
OdpowiedzUsuńz ty torby, Juluś, z ty torby spad. :(
OdpowiedzUsuńCzarny Pieprzu, oczywiście to dobra odpowiedź, mam j też gdzieś na zdjęciu.