przez nasze życie przeszedł huragan oliwka.
teraz sprzątamy zniszczenia. szorujemy podłogi, zbieramy szkło, przyczepiamy z powrotem fronty od szuflad. odwiedzamy castoramę. odsypiamy.
oliwka wróciła do schroniska. przeważyły ostatnie dwa dni. sama jej nadaktywność stawała się coraz słabszym ku temu powodem, pośród innych cech oliwki. oliwka nie wiedziała jednak, o co chodzi w byciu nagle zamkniętą w czterech ścianach, bez innych psów. nie zrozumiała tym bardziej, kiedy została zupełnie sama. i nie ma się co dziwić.
wróciła na swój schroniskowy kwadrat, do swojego kojca, do kumpli, którzy ją godnie przywitali. tak, wróciła do domu, jedynego domu, jaki prawdopodobnie pamiętała. po pobycie w jakimś dziwnym miejscu, z którego nie dało się wyjść.
nawet się za nami nie obejrzała. wiem przynajmniej, że nic jej nie będzie.
a mój strach przed niezrozumieniem pracowników schroniska okazał się jedynie... strachem przed moim własnym poczuciem winy. (na pewno tak wytłumaczyła by mi to pani od głowy).
huragan oliwka trwał zaledwie pięć dni, ale razem z nim przez moją głowę przetoczyła się niesamowita ilość intensywnych, sprzecznych emocji. panika. strach przed nieznanym, nieopanowywalnym, nieodwołalnym. radość z odzyskanych porannych spacerów nad morzem. bezsenność. lęk przed popełnieniem błędu. wyrzut sumienia. dużo wyrzutów. nieuchronna sympatia do psiaka. chęć pomocy i zrozumienia. radość z drobnych postępów. wiara, że będzie dobrze. bezsilność.
stres, który sięga takiego poziomu, że mobilizujesz się i nagle zaczynasz być opanowana i racjonalna. bo tylko tak się da.
dopiero potem odchorujesz.
ulga. i smutek.
te krótkie pięć dni nauczyło mnie zaskakująco dużo. po raz kolejny pomyślałam coś, co przyszło mi już kiedyś do głowy. że czasem tak bardzo angażujemy się w to, co czują zwierzęta. że przestajemy myśleć o tym, co sami czujemy. choć w to właśnie powinniśmy zaangażować się w pierwszej kolejności.
tylko, czy nie jest tak, że to właśnie nasze własne uczucia sprawiają, że daleko nam do ideału? a poświęcając się biednym psiakom, we własnych oczach stajemy się lepsi?
długo będę jeszcze to wszystko procesować w głowie. i wyciągać wnioski.
tymczasem, chyba powinniśmy odłożyć na chwilę psie przygody. i zająć się sobą nawzajem.
a za oliwkę będę trzymać kciuki. bo pomimo tego wszystkiego, zapamiętałam ją dobrze. w końcu, ona była tu tylko boru ducha winnym, zestresowanym psiakiem. to wszystko wydarzyło się w naszych głowach.
no i trochę jednak w domu.
to jedyne zdjęcie oliwki, jakie mamy. zrobione na łące, na pierwszym spacerze, przez xmas_eve, której jeszcze raz dziękuję za pomoc.
i wam wszystkim też dziękuję za cenne spostrzeżenia i uwagi. to też już kiedyś mówiłam. dobrze jest mieć z kim porozmawiać.
.
.
własciwie to powinnam tylko wcisnąć tego "lajka"")
OdpowiedzUsuń