miało być o wakacjach. ale najpierw będzie o czym innym. bo wdałam się dziś w dyskusję na fejsie za sprawą kolejnego łańcuszka prowadzonego przez płeć żeńską, o conajmniej zagmatwanej logice (łańcuszka, nie płci żeńskiej).
o slacktivismie będzie.
slacktivism to nic innego jak aktywizm dla leni. kliknięcie w "lubię to" albo zapisanie się na wydarzenie zaspakaja potrzebę spełniania dobrych uczynków przy minimalnym wysiłku. to w skrócie.
jedni twierdzą, że to bez sensu i co to komu przynosi. bo na pewno nic tym, co potrzebują. że opublikowanie w statusie długości stopy w centymetrach lub ulubionego miejsca odkładania torebki nie ma nic wspólnego z profilaktyką raka piersi (z czym akurat trudno polemizować). że kliknięciem w link nie nakarmią głodnego dziecka albo psa. że zamiast działać naprawdę, robią "kopiujwklej" i czują się rozgrzeszeni.
ale można też spojrzeć na to inaczej. że tu nie ma żadnego "zamiast". że pewnie ci, co w takich łańcuszkach biorą udział i tak nie zrobią nic więcej w rzeczywistości. nie pójdą zapisać się na wolontariat do schroniska. nie wpłacą na poczcie darowizny dla głodujących dzieci w afryce. nie porozwieszają po okolicy plakatów nakłaniających sąsiadki do pójścia na mammografię.
ale jednak rozsyłają wici. (lub mówiąc baaardzo brzydko, "generują buzz"). uskuteczniają najstarszą znaną formę komunikacji, czyli przekazują sobie dalej, z ust do ust, z klawiatury na klawiaturę. tyle, że już nie osobiście. (ale ile w dzisiejszych czasach osobiście sobie mówimy.) za to jaki zasięg mając do dyspozycji.
co by nie mówić o tym slacktivismie, chyba nie trzeba go krytykować. w rzeczywistości jesteśmy coraz bardziej pasywni. niedługo już w ogóle nie będziemy musieli robić nic, by egzystować. więc nawet takie kliknięcie, przeklejenie, ku oczom (ekranom) setek znajomych, to bardziej coś, niż nic.
koniec końców, akurat w takich przypadkach, liczy się głównie to, by mówili. a kto zadziała, ten i tak zadziała.
a nuż zrobi to właśnie dzięki jakiemuś slacktiviście, bez którego wcale by się nie dowiedział, że ktoś gdzieś czegoś potrzebuje.
tak, czy nie?
Kilknęłam LUBIĘ TO! A z tekstem zgadzam się w całej rozciągłości.:)))
OdpowiedzUsuń