stoję w aptece w kolejce po ziołowe tabletki, które pozwalają ostatnio genialnie ukoić moje skołatane chwilami nerwy. przede mną przy okienku stoi kobieta, niewiele pewnie starsza ode mnie, matka, sądząc po wielkiej butli kinder biovitalu, którą kupuje. i chyba samotna, chyba od niedawna, sądząc po rozmowie z panią aptekarką, dobrze znaną w okolicy wszystkim tym, którzy przychodzą do apteki się wygadać.
i tym, którzy stoją za nimi w kolejce.
pani aptekarka zaleca kobiecie te same tabletki ziołowe, po które przyszłam. opowiadając, jak pozwalają nabrać dystansu. i jak zawarty w nich różeniec wyrównuje poziomy serotoniny i dopaminy w mózgu.
to dlatego po wczorajszej depresji poalkoholowej, dzisiaj miałam najzwyczajniej w świecie dobry humor.
kobieta, która najwyraźniej przechodzi ciężki czas, mówi pani aptekarce o tym, jak trudno człowiekowi jest, kiedy pewnego dnia okazuje się, że świat, który do tej pory wydawał się nie do ruszenia skałą, nagle lega w gruzach. jak człowiek zostaje sam.
pani aptekarka mówi, że oprócz leków może polecić też psychologa. sama przecież przez to przeszła.
ja, stojąc wciąż w tej dwuosobowej kolejce, myślę sobie, jak wiele bólu musimy przeżyć, żeby zorientować się, że w życiu nic nie jest na zawsze.
kupuję w końcu moje tabletki ziołowe i, zamieniwszy jeszcze kilka słów na ich temat z obiema paniami, odchodzę od okienka, myśląc o tym, jak dobrze jest mieć kogoś, komu można się wygadać.
foto: psiutka
fink - foot in the door
.
.
zauważyłem dziś ze sopocki domek zdematerializował się.dosłownie. nie ma już.
OdpowiedzUsuńpzdr
k
właśnie słyszałam, że panie od głowy przeniosły się do miasta portowego. ale nie wiedziałam, że domek ze sobą zabrały...
OdpowiedzUsuńno nic, taka to w sumie piękna metafora, jakby tak popatrzeć. ;)
pzdr
k
:)