od kilku tygodni w poniedziałkowe późne popołudnia, kiedy to zawsze przechodzę tunelem pod kurortowymi torami, przyglądałam się rozwieszonemu za straganem z serwetami, obrusami, i innymi, kocu. kocu z wielkim na środku tygrysem na tle zielonej dżungli. kocu (...kocowi?) tandetnemu, z cienkiego szmatławego pseudopolaru, za 22 złote.
za każdym razem przechodząc tunelem wpatrywałam się w tego tygrysa i na chwilę zwalniałam kroku, zahipnotyzowana jakby, wahając się, czy się nie zatrzymać.
od dzisiaj w kurortowym tunelu nie wisi już koc z tygrysem w dżungli.
w tygrysa właśnie się owinęłam na kanapie.
a w dzień będzie dumnie patrzył z jej oparcia.
poniedziałek, 30 listopada 2009
niedziela, 29 listopada 2009
czwartek, 26 listopada 2009
środa, 25 listopada 2009
wtorek, 24 listopada 2009
mięciuchna wełenka
dla chwilowej przeciwwagi dla listopada, coś niepoważnego, rodem z najprawdziwszego pudelka.
i nawet tym razem dupa nie musiała się za bardzo osobiście wysilać. bo wyręczył ją ktoś inny.
wczoraj w restauracji hinduskiej w centrum miasta portowego dupa miała bowiem wątpliwą przyjemność przebywania w tym samym pomieszczeniu, co...
...
...
tadaaam
DODA.
we własnej osobie.
z własnym nergalem.
(ojoj, ale mi wzrośnie liczba wejść teraz)
i jeszcze jakimś trzecim człowiekiem. któremu opowiadała, jak to odgryzła sobie kawałek języka, czy coś w tym stylu.
godny napomknięcia jest fakt, że trzyosobowe towarzystwo dupy wraz z tąże (matko, czy można tak powiedzieć?) zostało zaszczycone byciem przedrzeźnianym przez we własnej osobie dodę. bo kiedy nie zwróciło towarzystwo na nią za bardzo uwagi, gdy weszła, a pochłonięte rozmową, wybuchło głośnym śmiechem, bynajmniej kompletnie niezwiązanym z własną dody osobą, doda we własnej osobie postanowiła na cały głos wydobyć z siebie podniosłe "HA-HA-HA-HA-HA!" na całą, poza towarzystwem dupy i akompaniamentem dody we własnej osobie pustą, restaurację. w niewiadomym bliżej celu i kierunku.
ale zdecydowanie do wiadomości towarzystwa.
zdjęć nie ma. nawet z nowej komórki. a może właściwie i szkoda. taki news.
a tytuł, to już zupełnie inna historia. prawda, że brzmi ładnie?
i nawet tym razem dupa nie musiała się za bardzo osobiście wysilać. bo wyręczył ją ktoś inny.
wczoraj w restauracji hinduskiej w centrum miasta portowego dupa miała bowiem wątpliwą przyjemność przebywania w tym samym pomieszczeniu, co...
...
...
tadaaam
DODA.
we własnej osobie.
z własnym nergalem.
(ojoj, ale mi wzrośnie liczba wejść teraz)
i jeszcze jakimś trzecim człowiekiem. któremu opowiadała, jak to odgryzła sobie kawałek języka, czy coś w tym stylu.
godny napomknięcia jest fakt, że trzyosobowe towarzystwo dupy wraz z tąże (matko, czy można tak powiedzieć?) zostało zaszczycone byciem przedrzeźnianym przez we własnej osobie dodę. bo kiedy nie zwróciło towarzystwo na nią za bardzo uwagi, gdy weszła, a pochłonięte rozmową, wybuchło głośnym śmiechem, bynajmniej kompletnie niezwiązanym z własną dody osobą, doda we własnej osobie postanowiła na cały głos wydobyć z siebie podniosłe "HA-HA-HA-HA-HA!" na całą, poza towarzystwem dupy i akompaniamentem dody we własnej osobie pustą, restaurację. w niewiadomym bliżej celu i kierunku.
ale zdecydowanie do wiadomości towarzystwa.
zdjęć nie ma. nawet z nowej komórki. a może właściwie i szkoda. taki news.
a tytuł, to już zupełnie inna historia. prawda, że brzmi ładnie?
piętnaście
już dawno przestałam jeździć palić świeczki pod pamiątkową tablicą.
dzisiaj symbolicznie zapalam na blogu.
bo jednak nic się nie zmieniło w tej kwestii.
choć długo nie umiałam się sama przed sobą do tego przyznać.
jakieś piętnaście lat.
dzisiaj symbolicznie zapalam na blogu.
bo jednak nic się nie zmieniło w tej kwestii.
choć długo nie umiałam się sama przed sobą do tego przyznać.
jakieś piętnaście lat.
*
chyba tyle.
poniedziałek, 23 listopada 2009
niedziela, 22 listopada 2009
weź pan to zlikwiduj
bo to jest tak.
za każdym razem, kiedy zaczynam układać historię do napisania, z wrażeń wzrokowo-słuchowych, prędzej czy później wkrada się do niej jakiś patos. patos zupełnie nie na miejscu.
niby tylko szuranie nogami w jesiennych liściach w lesie przy wolności, patrzenie na szare wzburzone morze, co się nie kończy i zielone światło latarni, i szare niebo zasłane tabunem kraczących kraczydeł co poderwały się z dachu teatru muzycznego.
ale zaraz rezygnuję. bo cisną mi się jakieś komentarze niestosownie patetyczne. o życiu. i innych. wspomnienia z dzieciństwa jakieś.
jak znalazłam na zboczu kamiennej góry martwego ptaszka, któremu byłam przekonana, ktoś wypalił oczy, bo było to wtedy miejsce zła wszelkiego. i wszelakiego. którym straszyło się małe blond dziewczynki.
i takie różne.
listopad robi mi patetyczne kuku. szkodzi mi wręcz. w tym roku wyjątkowo. mam nadzieję, że są to szkody odwracalne. (zaczynam się zastanawiać, również po rozmowach z ludźmi, którzy mają tak samo, czy tegoroczny listopad nie jest jakiś, nie wiem, kosmiczny, napromieniowany, zmutowany genetycznie... ewidentnie jest coś z nim nie tak.)
a wiadomo, kto z patosem poradzi sobie najlepiej.
dupa z nową komórką na pewnym pięknym sopockim poddaszu.
za każdym razem, kiedy zaczynam układać historię do napisania, z wrażeń wzrokowo-słuchowych, prędzej czy później wkrada się do niej jakiś patos. patos zupełnie nie na miejscu.
niby tylko szuranie nogami w jesiennych liściach w lesie przy wolności, patrzenie na szare wzburzone morze, co się nie kończy i zielone światło latarni, i szare niebo zasłane tabunem kraczących kraczydeł co poderwały się z dachu teatru muzycznego.
ale zaraz rezygnuję. bo cisną mi się jakieś komentarze niestosownie patetyczne. o życiu. i innych. wspomnienia z dzieciństwa jakieś.
jak znalazłam na zboczu kamiennej góry martwego ptaszka, któremu byłam przekonana, ktoś wypalił oczy, bo było to wtedy miejsce zła wszelkiego. i wszelakiego. którym straszyło się małe blond dziewczynki.
i takie różne.
listopad robi mi patetyczne kuku. szkodzi mi wręcz. w tym roku wyjątkowo. mam nadzieję, że są to szkody odwracalne. (zaczynam się zastanawiać, również po rozmowach z ludźmi, którzy mają tak samo, czy tegoroczny listopad nie jest jakiś, nie wiem, kosmiczny, napromieniowany, zmutowany genetycznie... ewidentnie jest coś z nim nie tak.)
a wiadomo, kto z patosem poradzi sobie najlepiej.
dupa z nową komórką na pewnym pięknym sopockim poddaszu.
środa, 18 listopada 2009
holga kontra listopadowa deprecha
i oto pojawia się dylemat - na bloga czy na fejsbuka? a jeśli na oba, to najpierw na bloga czy najpierw na fejsbuka? :)
no bo motywacje już są inne - na bloga z powodów kolorowo-holgowo-fotowo-pseudoartystycznych
na fejsbuka z powodów towarzyskich, ładnie pooznaczać, kto, gdzie, i w ogóle
ale człowieka dylematy dopadają w tych czasach.
ważne, że na kolorowo.
no bo motywacje już są inne - na bloga z powodów kolorowo-holgowo-fotowo-pseudoartystycznych
na fejsbuka z powodów towarzyskich, ładnie pooznaczać, kto, gdzie, i w ogóle
ale człowieka dylematy dopadają w tych czasach.
ważne, że na kolorowo.
wtorek, 17 listopada 2009
poniedziałek, 16 listopada 2009
niedziela, 15 listopada 2009
miń-ten-dół-tu-lis-ma-nore
jestem zasupłana.
mam supeł w gardle zaciśnięty
w supeł zawiązany żołądek
supeł zamotany w mostku.
na sercu węzeł gordyjski.
układ nerwowy splątany w gąszcz napiętych do granic możliwości postronków, jak kocia kołyska, co się nie udała.
albo jak plątanina lampek choinkowych, na które człowiek się tylko wkurwia, nie mogąc znaleźć tej, którą trzeba przekręcić, żeby się zapaliły.
potrzebuję jednego sprytnego pociągnięcia, co wszystkie te supły rozwikła.
bo napięcie już sięgnęło zenitu.
ja-je-bie-jak-mi-smut-no
w tym listopadzie.
ament
mam supeł w gardle zaciśnięty
w supeł zawiązany żołądek
supeł zamotany w mostku.
na sercu węzeł gordyjski.
układ nerwowy splątany w gąszcz napiętych do granic możliwości postronków, jak kocia kołyska, co się nie udała.
albo jak plątanina lampek choinkowych, na które człowiek się tylko wkurwia, nie mogąc znaleźć tej, którą trzeba przekręcić, żeby się zapaliły.
potrzebuję jednego sprytnego pociągnięcia, co wszystkie te supły rozwikła.
bo napięcie już sięgnęło zenitu.
ja-je-bie-jak-mi-smut-no
w tym listopadzie.
ament
piątek, 13 listopada 2009
słowo na piątek
dzisiaj słownik na biurku przypadkiem otworzył mi się na wyrażeniu:
elbow grease
i okazuje się, że wyrażeniem tym nieformalnie nazywa się intensywną pracę fizyczną, zwłaszcza, jeśli ma ona coś wspólnego z szorowaniem, polerowaniem i tym podobnymi.
elbow grease
i okazuje się, że wyrażeniem tym nieformalnie nazywa się intensywną pracę fizyczną, zwłaszcza, jeśli ma ona coś wspólnego z szorowaniem, polerowaniem i tym podobnymi.
czwartek, 12 listopada 2009
poniedziałek, 9 listopada 2009
nienawidzę poniedziałków
no bo tak:
- całą noc nie spałam na zmianę ze spałam i śniły mi się koszmary.
- obudziłam się rano z potwornym bólem dwóch zębów, a właściwie całej żuchwy, na co właśnie zjadłam dwa ibupromy.
- dodatkowo było - i jest - szaro i pada deszcz. i jest poniedziałek.
- na domiar złego, kiedy wchodziłam do pracy, panie z promocji dały mi dwie miniaturki balsamu po goleniu dla mężczyzn, ze słowami "może się przyda mężczyźnie." no nie wątpię, że jakiemuś może by i się przydało, przecież nie mnie. (no i humor ostatecznie popsuty)
no i ogólnie wiadomo, że lepiej już dzisiaj nie będzie.
czy mówiłam już przypadkiem, że nienawidzę poniedziałków?
- całą noc nie spałam na zmianę ze spałam i śniły mi się koszmary.
- obudziłam się rano z potwornym bólem dwóch zębów, a właściwie całej żuchwy, na co właśnie zjadłam dwa ibupromy.
- dodatkowo było - i jest - szaro i pada deszcz. i jest poniedziałek.
- na domiar złego, kiedy wchodziłam do pracy, panie z promocji dały mi dwie miniaturki balsamu po goleniu dla mężczyzn, ze słowami "może się przyda mężczyźnie." no nie wątpię, że jakiemuś może by i się przydało, przecież nie mnie. (no i humor ostatecznie popsuty)
no i ogólnie wiadomo, że lepiej już dzisiaj nie będzie.
czy mówiłam już przypadkiem, że nienawidzę poniedziałków?
niedziela, 8 listopada 2009
sobota, 7 listopada 2009
czwartek, 5 listopada 2009
depresja holgi
wiadomo, że listopad jest miesiącem smutnym i nawet holga ma depresję - generalnie leży i leży i wcale nie chce jej się wstawać.
oto więc obrazki z ostatniej rolki, jaka z niej wyszła.
a na nich:
the serpentine w hyde parku
łódki na the serpentine w hyde parku
reh w łódce na serpentine w hyde parku
i reh w łódce na serpentine w hyde parku razem ze znakiem metra
trellick tower - perełka londyńskiej architektury brutalistycznej w notting hill (taka ichnia wersja falowca w stylu o znamiennie innej nazwie, niż ten w ówczesnej polsce)
plaża na wysokości kolibek
i dupa
pozostaje czekać na antydepresanty w postaci provii 400x, których u nas ostatnio już właściwie wcale nie można kupić poza allegrem (a w londku stały pełne ich lodówki, może stąd ta depresja).
no i nie wspomnę o nikonie - ten raczej ma już na pewno myśli samobójcze. ale jemu to pomoże już tylko nowy obiektyw.
oto więc obrazki z ostatniej rolki, jaka z niej wyszła.
a na nich:
the serpentine w hyde parku
łódki na the serpentine w hyde parku
reh w łódce na serpentine w hyde parku
i reh w łódce na serpentine w hyde parku razem ze znakiem metra
trellick tower - perełka londyńskiej architektury brutalistycznej w notting hill (taka ichnia wersja falowca w stylu o znamiennie innej nazwie, niż ten w ówczesnej polsce)
plaża na wysokości kolibek
i dupa
pozostaje czekać na antydepresanty w postaci provii 400x, których u nas ostatnio już właściwie wcale nie można kupić poza allegrem (a w londku stały pełne ich lodówki, może stąd ta depresja).
no i nie wspomnę o nikonie - ten raczej ma już na pewno myśli samobójcze. ale jemu to pomoże już tylko nowy obiektyw.
wtorek, 3 listopada 2009
orally fixated
wprawdzie nie miałam wcale urodzin, jak niektórzy
ale prezent muzyczny też dostałam, i to od samej roisin :)
ale prezent muzyczny też dostałam, i to od samej roisin :)
poniedziałek, 2 listopada 2009
Memento
Dzisiaj jeden pan postanowił mnie przejechać na przejściu dla pieszych. Trzeba przyznać, że prawie mu się udało. Uznał najwyraźniej, że fakt, iż znajduję się za połową skrzyżowania, nie obliguje go do zatrzymania się ani nawet zwolnienia. W rezultacie zatrzymał się jakiś centymetr przede mną. Piszę tę notkę z komórki, żeby upamiętnić fakt, że mogłabym już jej nie napisać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)