poniedziałek, 22 czerwca 2009

wieczór w klinice wetenaryjnej

okazuje się, że kto jak kto, ale mój pies też jest twardzielką. bo i jak miałoby być inaczej.
głupi jaś głupim jasiem, zwiotczenie mięśni zwiotczeniem mięśni, wystający, bezwładny język, wystającym bezwładnym językiem, ale bez pani się nie ruszam. a do samochodu wsiądę sama, chociaż ledwo chodzę, kiwając się na boki i zataczając, a pan doktor specjalnie wyszedł na parking, żeby pomóc. w końcu mam własne łapy, co nie, i co z tego, że jedną rozciętą. nikt mnie nosił nie będzie.

moja krew. (krwi było dużo, twardzielka się nie przejęła. za to pani, która u siebie zdzierży wszystko, wyjątkowo u psa zdzierżyć nie mogła).

weekend po prostu obfitujący, jak nigdy.

2 komentarze:

  1. ganiając się z kolegą kapslem po trawniku z impetem wpadła łapą na butelkę, albo jej kawałek, który pękł i rozciął jej łapkę, tak mocno, że trza było szyć. ale jakoś strasznie nie ubolewa - dzisiaj idziemy zmienić opatrunek, to zobaczymy, jak się goi.

    OdpowiedzUsuń