środa, 17 czerwca 2009

łanigranie na śniadanie

bardzo mi odpowiada rola blondynki.
bardzo łatwo można nią wytłumaczyć się z wielu rzeczy.
na przykład ze skręcenia (a raczej próby, bo instruktor, chwała mu za to, nie dopuścił) pod prąd na skrzyżowaniu (ale wstyd mi było, oj, straszliwie wstyd).
z przygazowania, zupełnie niechcący, bo pomyliły się pedały, też można się z jej pomocą wytłumaczyć.
można zadawać mnóstwo pytań, ciągle "włączam teraz kierunkowskaz? muszę zmienić pas? muszę się tu zatrzymać? mam jechać? co teraz?? teraz?"
i, co najlepsze, można oczekiwać na nie odpowiedzi, chociaż samemu można by też sobie odpowiedzieć, a często odpowiedź się co najmniej podejrzewa.
ale przyznawanie sobie prawa do niewiedzenia jest niesamowicie wygodne (chyba trochę zaczęłam to wykorzystywać). lubię to!
zostałam fanką niewiedzenia.

można się z tego wszystkiego pośmiać, z samej siebie, blondynki, pożartować, symbolicznie się ogarnąć, ocierając przysłowiowy omam z czoła (zauważyłam, że ten gest bardzo działa, na płeć przeciwną, rzecz jasna).
powiedzieć, że gdybym nie jechała na trzecim biegu przy symbolicznej wręcz prędkości, to nie wiedziałabym, co się może stać (chociaż instruktor mówił, że zgaśnie, ale wiadomo, jak to jest, jak się tylko mówi), a tak to już dobrze wiem, czym to się kończy, i ręka sama redukuje biegi.
na pytanie "no i czemu skręcasz" odpowiedzieć "nie wiem! to ten głupi samochód sam skręca. kompletnie się nie mogę z nim dogadać."
cudownie wprost.

człowiek, jak wiadomo, uczy się na błędach. byleby tylko umiał te błędy do siebie przytulić.
normalnie nie tylko na kursie jazdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz