wczoraj w stanie zupełnie blisko-narkoleptycznym zaszłam na zaległe jedne zajęcia z prawojazd, co musiałam je odrobić. i nie spodziewałam się zupełnie, co mnie czeka.
temat bowiem był o wypadkach. i raczej nie było metafor.
był film o wypadkach właśnie. film, który pokazywał nie tylko zmiażdżone maski, wybite szyby, wyleciałe silniki, pęknięte wpół nadwozia czy słupy wbite w samochód od strony kierowcy na głębokość siedzenia pasażera.
pokazywał też rozpłatane czaszki i wystające z nich mózgi, wyszłe na wierzch gałki oczne, spalone szczątki za kierownicą,skalpy z włosami zatrzymane na osłonie przeciwsłonecznej, i inne takie tam smakołyki. że akurat krew to nie robiła. pokazywał to wszystko w naprawdę długich ujęciach. podczas których narrator (rzekomo policjant), opowiadał charakterystyczną dla takich filmów, połamaną i brzydką polszczyzną, opierającą się na powtórzeniach pewnego ograniczonego zakresu słów, historie ofiar.
"ta dziewczyna wracała ze szkoły do swojego chłopaka" i patrzymy na rozjechaną głowę dziewczyny.
"ta kobieta spłonęła żywcem w samochodzie. osierociła dwójkę dzieci, a kilka miesięcy wcześniej zmarł jej mąż" i patrzymy na zwęglone szczątki kobiety za kierownicą.
i tak dalej i tak dalej.
(i jeszcze, z bardziej lajtowych akcentów, wykresy pokazujące drogę hamowania przy różnych prędkościach. i tarcza prędkościomierza, po której po prawej stronie od 90 km/h wzwyż pojawia się coraz większa czaszka. i mistrzowska narracja: "im wskaźnik licznika bardziej przechylony w prawą stronę, tym trupia czaszka wzrasta".
i żeby nie było, uważam, że to dobry wstrząs dla przyszłych kierowców (chociaż straszliwie drażniły mnie te narracje, te historie rodem z okładek faktu i te okropniaste zdania. i te żarty typu "jak pasażer zobaczył zawalidrogę, to mu aż oczy na wierzch wyszły" kiedy na ekranie widzimy zwłoki pasażera z wyszłymi na wierzch gałkami ocznymi, dosłownie.) i ogólnie uważam, że robi to wrażenie, które może potem zaprocentować na drodze. i pomóc w poszerzeniu horyzontów wyobraźni.
i jak wracałam do domu, to ani razu nie przeszłam przez ulice na czerwonym ani w miejscu niedozwolonym. ;)
tylko, że teraz jeszcze bardziej boję się siąść za kierownicę. bo nawet jak będę super ostrożna, to i tak teraz zbyt dobrze wiem, co może ze mną zrobić jakiś debil, na którego drodze akurat się znajdę.
Moja pracownik dziś odmówiła mi jutrzejszego wyjazdu ( moim ) autem, bo tez widziała ten film. Tyle z demagogii, skądinąd prawdziwej, więc to nie demagogia, tylko.. ? Rozumiem, szanuję. I .. Ruszam w trasę.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to była próba wymuszenia "umowy o prace". W czasach kryzysu.... naiwniaczka. :)
OdpowiedzUsuńNiestety mam wrazenie, ze wiekszosc kierowców poruszających sie po naszych drogach nie ogladala tego filmu. :(
OdpowiedzUsuńno bo chyba kiedyś go nie puszczali nie?
OdpowiedzUsuńJa sądziłam że on leci na spotkaniach dla tych co oczko przekroczyli na siódemce hahaha.
OdpowiedzUsuń