Właściwie to nie chce mi się pisać o tych wszystkich filmach. Bo i tak sobie przeczytacie w internacie. Postaram się więc w telegraficznym skrócie (chociaż jak zobaczycie takiego długiego posta, to napewno zarzucicie czytanie ;).
O trzech filmach już napisałam, i jak się okazuje, pozostały trzema najważniejszymi dla mnie filmami na festiwalu. (Może jeszcze dorzuciłabym coś.) A Żona na gg sprzedała mi przed dwoma chwilami wiadomość, że niejaki pan Anthony Dod Mantle (w którym to dupa się zakochała), za zdjęcia do filmu Slumdog Millionaire, dostał Złotą Żabę. Dupa się strasznie cieszy.
Piszą tu w tym internacie, że film powyższy będzie mocnym Oscarowym kandydatem - i w ogóle mnie to nie dziwi. Ja na pewno będę mocno trzymać kciuki. Bo w tym filmie po prostu wszystko gra. Łącznie z muzyką. (Esencją dla mnie jest scena jadącego przez Indie pociągu, na którego dachu podróżują małe chłopaki z bombajskich slumsów, a w tle przewijają się indyjskie krajobrazy, niebo i palące słońce, w rytm Paper Planes M.I.A.)
Przeczytałam też w internacie, że to, że Guy Ritchie znów zrobił zajebisty film, tłumaczy się tym, że rozwiódł się z Madonną. Jeżeli tak jest - to dobrze zrobił. :)
A telegraficzny skrót mój własny byłby taki (z góry przyznaję, że na kilku filmach trochę pokimałam, co do tej pory nie zdarzało mi się w kine, ale przy takim zmęczeniu, jakie produkował mój tryb życia przez ostatni tydzień, było to nieuniknione):
Death Defying Acts - o niejakim magiku Harrym Houdinim, z Guyem Piercem i Catheriną Zeta-Jones. Nie warto. Bo magii niestety zabrakło.
stop
La Rabia - przyciężki argentyński film, po którym w uszach zostaje przenikliwy pisk małej upośledzonej dziewczynki. Nie poleciłabym.
stop
Cztery noce z Anną - jak dla mnie też przyciężki, i powiedzmy, że mnie nie zachwycił. A spodziewałam się, że zachwyci.
stop
Blindness (Miasto Ślepców) - Srebrna Żaba, chyba zasłużenie, świetna Julianne Moore, ale historia raczej z gatunku naciąganych. Ale obejrzeć można.
stop
Changeling (Oszukana) - solidny film Clinta Eastwooda, porządne holywoodzkie kino, świetnie retro-wystylizowana (i przy okazji koncertowo grająca) Angelina Jolie z wielkimi karminowymi ustami. Warto. (Choć chwilami bałam się, że za chwilę pojawi się kompletny kicz, którego reżyserowi bym nie wybaczyła).
stop
Appaloosa - znów porządne kino, świetnie zrobiony western z jajem (chociaż zwykle słowo western mnie z góry odstręcza - niesłusznie). Wyreżyserowany przez Eda Harrisa, który zagrał również główną rolę. Też warto.
stop
Good - historia niemieckiego profesora historii, który wstępuje w szeregi nazistów. Z pięknym Vigo Mortensenem w głównej roli. Myślę, że gdyby nie to, że w środę miałam kryzys półmetkowy, a seans zaczął się o 23, to film mógłby potencjalnie zrobić na mnie większe wrażenie, niż zrobił. Ale warto. Chociaż to jednak nie moje kino.
stop
Go with peace Jamil - duński film, który otworzył bardzo ciężki tematycznie czwartek. Mocny, dynamicznie nakręcony, o nienawiści dziedziczonej z pokolenia na pokolenie, zawiści, konfliktach, przelewie krwi i braku przebaczenia, a wszystko oczywiście osadzone w świecie muzułmańskim. Warto.
stop
For my father - historia arabskiego terrorysty-samobójcy, opowiedziana z ludzkiej, czasem trochę zabawnej strony, chociaż kończy się źle. Film nie wstrząsający bynajmniej, ani żadne wiekopomne dzieło. Ale - pomimo dosyć naiwnej historii i niedociągnięć scenariusza - warto.
stop
Der Baader Meinhof Complex - znów terroryści, tym razem Niemcy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych i tak zwany RAF, którego członkowie koniec końców jawią się jako banda hipisowskich oszołomów. Film bardzo długi, ale wciągający, no i przerażający, tym, że to wszystko się działo naprawdę. Aha, no i Brązowa Żaba.
stop
Gomorrah - film o włoskiej mafii, na podstawie sławnej ostatnio książki Roberto Saviano, na którego za ową książkę mafia wydała wyrok śmierci. Niestety spory kawał przespałam, z przyczyn zupełnie niezależnych. Ale chciałabym obejrzeć raz jeszcze. Chociaż głównie z ciekawości faktów.
stop
Genova - po tych wszystkich terrorystyczno-mafijno-gangsterskich filmach, nareszcie normalna, niewydumana historia, pozwalająca nabrać powietrza w płuca, ciepły i piękny film, w którym nie ma wartkiej akcji, za to wszystko dzieje się na poziomie emocji, które natychmiast udzielają się widzowi. Szloch na końcu murowany. Bardzo polecam. (I Colin Firth w głównej roli :)
stop
A Woman in Berlin - historia kobiet żyjących w zniszczonym Berlinie, do którego wkraczają żołnierze Armii Czerwonej. Na faktach, znów przerażających. Dlatego chociażby też warto. Chociaż bez oszałamiającego wrażenia, może znów przez zmęczenie.
stop
Surveillance - film niejakiej Jeniffer Lynch (z tych Lynchów). Jak dla mnie - nie warto. Chyba, że z ciekawości.
I tyle dałam radę obejrzeć (plus trzy wspomniane już filmy oraz kilka etiud studenckich, teledysków oraz filmików kręconych Nokią), a pośród tego wszystkiego, niepozorny dokument Sleep furiously, będący zapisem leniwie płynącego życia walijskiej wsi, okraszony pięknymi obrazami, w których rodzą się zwierzęta, kręcą się psy, przelatują chmury, oraz muzyką niejakiego Richarda D. Jamesa, znanego bardziej jako Aphex Twin. Jak dla mnie (znowu) - piękny, relaksujący film.
No i oczywiście najważniejsze - codziennie widywany gwiazdor światowego formatu, Czarek Mończyk.
ufff
stop
czarek mończyk - super celebryta
OdpowiedzUsuńzazdroszcze Camerimage. Marzyłam od Torunia by pojechać. i kiedys pojade ;) tymczasem bylam w tym roku na otwarciu. tez sie troche liczy no nie? a filmy tez jakos kiedys zaliczę. a wskazówki filmowe wezme pod uwage ;)
OdpowiedzUsuń