po cichu liczyłam, że ktoś w końcu ściągnie finka na jakiś tegoroczny festiwal. okazało się lepiej - że fink rusza w trasę i w listopadzie zahaczy o polskę. i to aż o dwa miasta.
fink jest artystą zupełnie niezwykłym. dał się poznać jako dj i producent, wydający dla ninja tune. jego pierwsza płyta, fresh produce, wydana w 2000 roku, była właśnie taka, jaka z ninja tune może się kojarzyć. była to jednocześnie jedyna płyta finka, którą można włożyć do wielkiej szuflady z bardzo ogólną etykietą "muzyka elektroniczna".
ku zaskoczeniu tych, którzy poznali tę płytę, kolejna, wydana dopiero sześć lat później, była już kompletnie inna. tak jak wszystkie następne.
fink niespodziewanie zamienił się w jedynego w swoim rodzaju piosenkarza z gitarą. operującego niezmiennie oszczędnymi środkami wyrazu i piszącego melodyjne piosenki, które nigdy się nie nudzą. i które wciąż do ninja tune pasują.
i to jest fenomen finka.
właśnie ukazuje się piąta płyta w jego dorobku, perfect darkness. a czwarta tego finka, którego większość zna dzisiaj.
ja z każdej jego płyty cieszę się tak samo. każda jest tak samo dobra, choć każda kolejna jakby coraz dojrzalsza.
cieszy mnie również fakt, że fink, jako pożądany ostatnio typ "singer&songwriter", nie został zawłaszczony przez hipsterów, jak to bywało już z innymi chłopakami z anglii, śpiewającymi melancholijne piosenki.
może jest jednak zbyt offowy.
a może po prostu za stary. :)
na szczęście ma swoich oddanych fanów, którzy kupują bilety na jego koncerty już pół roku wcześniej. już nie mogę się doczekać.
bo przez ostatnie pięć lat fink zajmował ważne miejsce w moim muzycznym sercu. i nie wygląda, żeby cokolwiek miało się zmienić w tej kwestii.
.
Baardzo mi się podoba. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńa to ja się bardzo cieszę :)
OdpowiedzUsuń