niedziela, 5 czerwca 2011

melancholia

tęsknię.
rano po wstaniu nie trzeba już iść na spacer. po pracy nie trzeba myśleć o tym, żeby szybko wrócić do domu.
skrawki mięsa lądują w śmietniku, zamiast w psiej misce.

na miejscu posłania stoi deska do prasowania. wreszcie można używać gniazdka elektrycznego na tej ścianie. na której została już tylko czarna plama, taka sama, jak na każdej ścianie, przy której spała figa.

jest smutno. ale pogodziłam się już z tą myślą. w końcu, nie ma innego wyjścia.

***

rozmawialiśmy dziś z dż i m, siedząc w ogródku nadmorskiego baru, o melancholii. my obejrzeliśmy ją tydzień temu, kiedy każde wyjście z domu oddalało perspektywę powrotu do pustego mieszkania.

jestem wdzięczna von trierowi za ten film. bo dotychczas manipulował moimi emocjami i wykręcał je jak mokrą szmatę. a tym razem mnie ukoił.  

melancholia przyniosła mi niespodziewany spokój. bo w błękitnej poświacie dała mi do zrozumienia, że śmierć jest nieuchronna i nieodwołalna. że nasza rozpacz nic nie zmieni. nieważne, jak bardzo byśmy nie rozpaczali.

poczułam dziwną ulgę.

(a poza tym, lubię filmy, które płyną. i w których pozornie niewiele się dzieje. i lubię kirsten dunst i charlotte gainsbourg.)

***

Bowiem słuszność ma filozof, który mówi, że granica między szczęściem a melancholią nie grubsza jest aniżeli ostrze noża.
Virginia Woolf, Orlando

 

2 komentarze: